Projektowanie bolidu zaczyna się 18 miesięcy przed wyścigiem, w którym ma on po raz pierwszy wystartować. O tym, jak ważny to proces, boleśnie przekonał
się w tym roku zespół Renault. Bezkonkurencyjny w latach 2005 i 2005 team teraz zupełnie nie liczył się w stawce.

"W ubiegłym roku tak zaciekle walczyliśmy o tytuł w klasyfikacji konstruktorów, że zbyt słabo skupiliśmy się na rozwoju auta na przyszły sezon" - przyznaje się do błędu w rozmowie z DZIENNIKIEM Bob Bell, dyrektor techniczny ING Renault F1 Team. "W efekcie jesienią ubiegłego roku już w trakcie pierwszych testów z nowymi oponami auto nie zachowywało się tak jak powinno. Inny kształt gum przygotowanych przez Bridgestone sprawił nam wiele kłopotów. Strumień powietrza generowany przez przednie koła był zupełnie inny od tego, na jaki byliśmy przygotowani. Niestety, wtedy było już za późno na poprawki. Niezbędne było przesunięcie części masy na przód samochodu, a do tego trzeba kompletnie innego, nowego bolidu. Dlatego już na początku tego sezonu zdecydowaliśmy się skupić na budowie zupełnie nowego auta na rok 2008" - dodaje Bell.

Podczas testów na torze okazało się także, że rzeczywiste dane nie zgadzają się z tymi pochodzącymi z badań na o połowę mniejszych od oryginału modelach. Stosowano je, by ograniczyć koszty i przyspieszyć tempo testów. Dlatego zespół postanowił zainwestować 30 milionów euro w wirtualny tunel aerodynamiczny. "Będzie to jeden z 50 najpotężniejszych komputerów na świecie" - chwalą się przedstawiciele francuskiego teamu.

Nawet wykonujący kilkadziesiąt milionów operacji na sekundę komputer nie zastąpi jednak ludzkiego umysłu. W Enstone, siedzibie angielskiego oddziału ING Renault F1 Team, codziennie zjawia się ich ponad 500 osób. W kompleksie niewysokich budynków, które znajdują się w powstałym po kamieniołomie zagłębieniu terenu, człowiek czuje się bardziej jak w rzeźni niż w fabryce wykorzystującej kosmiczne technologie. Pracownicy są tu poubierani w fartuchy i czepki na włosy, a poszczególne pomieszczenia dzielą grube szyby i szczelne, zamykane na cyfrowe zamki drzwi. O tym, że jednak jesteśmy w siedzibie zespołu F1, przypomina widok faceta niosącego tylne skrzydło bolidu w stronę skrzyni z częściami przeznaczonymi na wyścig w Chinach.

Zresztą fabryka to złe określenie. Bardziej pasuje manufaktura. Nad skomplikowanymi frezami i odlewami czuwają lasery, lecz wiele prac wykonuje się tu ręcznie. Niektóre produkty to prawdziwe cacuszka. Na przykład wykonany z niklu kolektor wylotowy ma ścianki grubości od 0,5 do 1,7 mm i wytrzymuje temperaturę nawet 1200 stopni C. W razie potrzeby może też służyć jako... trąbka. Udowodnił to jeden z mechaników, który ciesząc się z drugiego mistrzostwa Fernando Alonso i Renault odegrał na plątaninie rurek słynny utwór "We are the champions".

Na co dzień pracownicy Enstone nie pozwalają sobie na takie zabawy. Choć wszystkie części są skrupulatnie sprawdzane za pomocą ultradźwięków, na
pracownikach ciąży olbrzymia odpowiedzialność. W ciągu sezonu fabryczkę opuszcza tylko 6, czasem 7 samochodów. Bolidy są składane ręcznie, a najwięcej czasu pochłaniają prace prace przy silniku. Jego złożenie zajmuje dwóm mechanikom nawet tydzień. Robocie fachowców przygląda się regularnie najlepszy obecnie zawodnik Renault, Heikki Kovalainen. Fin mieszka ze swoją dziewczyną w oddalonym od Enstone o 15 minut jazdy samochodem Oxfordzie.

"Jestem tu co tydzień, czasem częściej. Staram się być blisko ludzi, którzy dla mnie poświęcają swój czas. Wpadam niekiedy w nocy, rozmawiam z nimi,
zachęcam, by dawali z siebie jeszcze więcej. Myślę, że doceniają to, co robię" - mówi DZIENNIK Kovalainen i dodaje, że w przyszłym roku planuje wygrać wyścig dla swojego zespołu.














Reklama