Dopiero jak na korcie pojawiły się małe kałuże, mecz został przerwany. Rosjanka prowadziła 6:1, 2:1, co sympatykom Polki dawało nikłe nadzieje na zmianę przebiegu wydarzeń.

Jak na ironię Domachowska grała tego dnia naprawdę bardzo dobrze. Poszła na wymianę mocnych ciosów z Rosjanką i tylko chwilami była gorsza od rywalki. Te chwile dały jednak w sumie istotną różnicę. Drugiego seta, którego zawodniczki kończyły po półtoragodzinnej przerwie, Dementiewa wygrała po ciężkiej walce 6:4.

Reklama

Trener Marty Paweł Ostrowski, jak na warszawiaka przystało, nie owija spraw w bawełnę. "Zabrakło jej odwagi w decydujacych momentach" - mówił o grze swojej podpopiecznej. "Gdy zyskiwała przewagę, natychmiast wstrzymywała rękę, zaczynała grać zachowawczo. To sprawiło, że nie wykorzystała wielu okazji do zdobycia gema" - czytamy w DZIENNIKU.

Tak jak deszcz w Paryżu wróciła więc kwestia psychologicznej pomocy dla Marty Domachowskiej. O tym, że takowa jest niezbędna, wspomniała sama zawodniczka kilka dni temu. Dlaczego dopiero teraz? Marta ma już 22 lata, gra zawodowo w tenisa od 2001 r. Liczne zdarzenia w tym czasie wskazywały na konieczność porady psychologicznej. No, ale lepiej później niż wcale. Domachowska obiecała, że po powrocie do Warszawy poszuka fachowego wsparcia.

Reklama

W turnieju głównym pozostała więc nam tylko Agnieszka Radwańska. Polka miała w czwartek dzień wolny, co wywołało spore rozdrażnienie jej ojca. "To jakiś spisek" - narzekał Robert Piotr. "Francuzi z premedytacją zaplanowali mecz deblowy Agnieszki w tym samym dniu, w którym będzie grała singla z Alize Cornet. A mogli przecież wstawić to deblowe spotkanie do programu na czwartek i wtedy Isia skupiłaby się w piątek wyłącznie na meczu z Francuzką".

Sama tenisistka nie chciała nic mówić o czekającym ją pojedynku z reprezentantką gospodarzy. Przyznała, że naciągnęła mięsień podczas spotkania z Jeleną Pandzic. Nie wyglądało to jednak groźnie, więc postanowiła sama zrobić sobie opatrunek.

Lekka kontuzja nie przeszkodziła jej w treningu, który odbyła jak zwykle z młodszą siostrą Urszulą i pod kierunkiem ojca. Potem jeszcze przez kwadrans podpisywała autografy, co jest obligatoryjnym zwyczajem na Roland Garros. Gwiazdy nie mają lekko, nawet w dniach wolnych.