"Ten pomysł przekroczył już granice absurdu. To jest chore. Niech Mirosław Drzewiecki wystawi na sprzedaż swoje nazwisko" - była minister sportu nie potrafiła ukryć swojego wzburzenia. Elżbieta Jakubiak, obecnie posłanka PiS, dodała, że ten stadion będzie miał znacznie symboliczne dla całego kraju, więc o nazwa powinna być wybrana z jak największą starannością.

Reklama

>>>Zobacz, gdzie w Polsce jest pierwszy stadion z komercyjną nazwą

Kwestia nazwy dla powstającego w Warszawie Stadionu Narodowego - głównej areny Euro 2012 w Polsce - nieoczekiwanie stała się jednym z najbardziej gorących tematów dnia. Wywołał go minister sportu Mirosław Drzewiecki, który stwierdził, że nazwę obiektu chciałby... sprzedać prywatnej firmie.

Trzeba myśleć w perspektywie wielu lat do przodu. Trzeba czuć sytuację, jaka jest na świecie. Nawet bogaci Anglicy mają "Emirates" na Wembley - argumentował w porannej rozmowie z radiem RMF. W rozmowie z DZIENNIKIEM stwierdził zaś, że takie rozwiązanie pozwoliłoby obniżyć wysokie koszty utrzymania obiektu. "Ale chcielibyśmy, żeby nazwę wykupiła firma polska, jednoznacznie kojarząca się z naszym krajem, a nie zagraniczny koncern" - zastrzegł.

Reklama

Nie ustrzegło go to jednak przed falą krytyki. "To jest pomysł z dziedziny śmieszno-rozpaczliwych. Przecież nie wszystko jest na sprzedaż!" - mówi filozof idei profesor Marcin Król. "Odstąpienie nazwy stadionu narodowego świadczyłoby o nie najlepszej kondycji Polski. Mam nadzieje, że minister szybko się opanuje" - dodaje.

Pomysł nie podoba się także historykowi Antoniemu Dudkowi. "Teatr Narodowy też wymaga pieniędzy na utrzymanie, a mimo to nikt nie daje mu nazwy Panasonic czy Sony. Pomysł jest żenujący, wręcz absurdalny i minister musi zastanowić się nad konsekwencjami swojej wypowiedzi, bo to byłaby kompromitacja. I to gigantyczna" - twierdzi Dudek.

Ale co innego myślą sportowcy i specjaliści od marketingu sportowego, którzy mówią prawie to samo, co minister. Argumentują, że taka transakcja mogłaby przynieść właścicielowi stadionu, czyli skarbowi państwa zysk sięgający nawet 20 milionów złotych rocznie. "To byłaby propozycja niezwykle kusząca dla wielu firm, bo swoją nazwę promowałyby nie na zwykłym stadionie, ale na obiekcie o wyższym prestiżu, narodowym, w dodatku największym i najnowocześniejszym w Polsce" - twierdzi Grzegorz Kita, szef zajmującej się marketingiem sportowym firmy Sport Management Polska.

Reklama

Jak zauważa, choć komercyjne nazwy stadionów nie są na świecie niczym nowym, to noszą je głównie areny o mniejszym znaczeniu. "Bo obiekty o charakterze narodowym są częścią narodowej dumy. Nadawanie im nazw komercyjnych może budzić wątpliwości" - mówi Kita.

Ale już żadnych wątpliwości nie ma jeden z najsłynniejszych polskich piłkarzy: Zbigniew Boniek. "Nie widzę przeciwwskazań, aby stadion warszawski nosił nazwę sponsora. Tym bardziej, że słowo <narodowy> ma już w nazwie Stadion Śląski w Chorzowie" - mówi legendarny piłkarz.

Zwolennicy takiego rozwiązania zwracają uwagę na jeszcze jedno: nazwa sponsora i tak nie pojawi się podczas Mistrzostw Europy, bo Europejska Federacja Piłkarka (UEFA), która podpisuje umowy ze sponsorami mistrzostw, zabrania tego typu praktyk.

Komercyjna nazwa to nie pierwszy pomysł na nazwę dla warszawskiego stadionu, na którym ma być rozegrany mecz otwierający mistrzostwa Europy. Kilka miesięcy temu posłowie PiS Mariusz Błaszczak i Artur Górski zaproponowali, że jego patronem powinien być Jan Paweł II. Pojawiła się również propozycja nadania mu imienia Ryszarda Siwca, który w 1968 roku w proteście przeciwko inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację dokonał samospalenia na warszawskim stadionie X-lecia.