W tym miesięcy trenował pan z jednym z najbardziej niebezpiecznych ludzi na świecie. Chorwat Mirko Filipovic, gwiazda K-1, japońskiej federacji mieszanych sztuk walki Pride, a teraz amerykańskiej organizacji promującej walki w klatce UFC, mówi o swoich kopnięciach: lewą nogą posyłam do szpitala, a prawą na cmentarz. Nie bał się pan?
Prawdę mówiąc, obawiałem się, że będzie chciał mi pokazać, jakim jest twardzielem i poleje się krew.

Reklama

Jak to?

Odpuszczanie komukolwiek nie leży w mojej naturze. Nawet gdyby okazał się silniejszy ode mnie, kopał śmiertelnie niebezpiecznie, a wyczułbym, że nie trenuje, tylko chce zrobić mi krzywdę, to biłbym się do upadłego.

Krew się polała?
W rozsądnych ilościach, czyli były jakieś zwykłe otarcia, stłuczenia, skaleczenia. Filipovic zaprosił mnie, bym uczył go obaleń, trenował walkę na ziemi. To była jego ostatnia faza przygotowań do walki w UFC.

Zapłacił panu za to?
Pokrył wszystkie koszty, wynajął najlepszy hotel pod Zagrzebiem. Ja nie byłem zwykłym sparringpartnerem, raczej konsultantem. Sam też mogłem się nauczyć, jak wyglądają profesjonalne przygotowania do walki w całkiem nowej dyscyplinie. To tak, jakby w latach 50. Cassius Clay (potem Muhammad Ali) zapraszał uczących się rzemiosła zawodników, a ci chcieli od niego pieniędzy.

Reklama

Uczących się? W judo wygrał pan kilkaset walk. Jest pan złotym medalistą olimpijskim, 2-krotnym mistrzem świata i 3-krotnym Europy.
Ale doświadczenie w mieszanych sztukach walki (mma) mam niewielkie. Tu trzeba umieć bić się na pięści, kopać, wykonać rzut, zastosować dźwignię, duszenie. Pracować nad siłą i wytrzymałością, nie zabijając gibkości. Sztuką jest jednak nie sama technika czy sprawność, ale tzw. obicie. Najlepsi potrafią bronić się nawet prawie nieprzytomni. W boksie byłby to knockdown, ale w mma walka nie jest przerwana, więc to wszystko trzeba poznać. To coś nowego, więc trudno znaleźć trenerów. Specjalistów od takiego treningu jest niewielu, dlatego zawodnicy sami szukają siebie nawzajem i przekazują sobie jakąś część wiedzy. Ja mam spory zasób obaleń, rzutów, które można wykorzystać w trakcie walki. On się tego nie nauczy ode mnie w 10 dni, bo tyle spędziłem w Chorwacji, ale dzięki takiemu mini seminarium będzie wiedział, że walkę można rozegrać w jakiś nowy sposób. Myślę, że jeszcze nie raz będziemy trenować razem.

O jego szorstkiej powierzchowności krążą legendy. Ma podobno wisielcze poczucie humoru, które bardziej pasuje do jego wizerunku uczestnika wojny serbsko-chorwackiej niż do image'u zawodowego sportowca.
Z karabinem na trening nie przychodził. Wobec mnie zachowywał się bardzo elegancko. Nie było zgrzytów, prób udowodnienia, kto jest ważniejszy. To Mirko szukał mnie, a nie ja jego i to on chciał wsparcia.

Chorwat to w tej chwili jeden z najlepiej zarabiających zawodników w sportach walki na świecie. Jego 2-letni kontrakt z UFC opiewa na 2,4 mln dol. Za każdą walkę bierze po kilkaset tysięcy bez względu a wynik. Lubi blichtr, który jest częścią kolorytu bokserskiej wagi ciężkiej?
Nie chodzi po ulicy ze złotym łańcuchem na szyi, wysadzanym brylantami sygnetem czy innymi błyskotkami. To raczej skromny człowiek, choć ma wielki piękny dom, a w podziemiach własny gym z ringiem, siłownią, matą. Na trening przychodzi w kapciach.

Reklama

Chorwat jednak przegrał w sobotę.
Byłem zdziwiony, ale to wypadek przy pracy. Jego rywal Gabriel Gonzaga też kopał świetnie i znokautował go w spektakularny sposób. To nie jest kwestia złych przygotowań, ale ułamka sekundy nieuwagi.

On o swoją przyszłość nie musi się martwić: jest bogaty, zasiada w chorwackim parlamencie. Po ostatniej porażce żartował, że w każdej chwili może nawet wrócić do swojego oddziału antyterrorystycznego. A co z panem?

Nie wiem jeszcze, kiedy będę walczył. W maju muszę dostać informację dotyczącą terminu kolejnego pojedynku w Pride.

Japońską federację kupił właściciel UFC. Gdyby kazali panu walczyć w klatce, to wszedłby pan do niej?

Nie mogą mi kazać, ale gdyby zaproponowali... Hmmm, zgodziłbym się.

Bez mrugnięcia okiem?

Od ponad 2 lat trenuję mma. Przelałem litry potu, przerzuciłem tony żelaza na siłowni, poświęciłem setki godzin na sparringi. Szkoda mi teraz, żeby to wszystko poszło na marne. Chcę sprawdzić w prawdziwej walce, ile już umiem.