Hewitta i Agassiego łączy osoba trenera Darrena Cahilla, który współpracował kiedyś z Agassim, a teraz jest na etacie u Hewitta. Słów Agassiego nikt nie traktował wtedy serio (być może on sam też), ale teraz warto się nad nimi zastanowić. Od momentu wizyty u Andrego waleczny Lleyton rozegrał kilka znakomitych meczów na kortach ziemnych.

Reklama

W Hamburgu pokonał dwóch Argentyńczyków (Calleriego i Chelę), jednego Hiszpana (Almagro) oraz Rosjanina Dawydienkę, po czym w półfinale urwał seta samemu Nadalowi. A teraz w Paryżu gra naprawdę wspaniale. W czwartek zwyciężył w drugiej rundzie mistrza sprzed trzech lat, Argentyńczyka Gastona Gaudio 4:6, 3:6, 6:2, 6:4, 6:2.

Hewitt jest cierpliwy, wie już, że na ceglanej mączce nie należy się spieszyć ze zdobywaniem punktów. Najpierw więc dał rywalowi trochę nadziei, pozwolił mu pobiegać, a potem w kolejnych setach wykonał wyrok. Słynny okrzyk Lleytona "c'mon", wzniesiony po ostatniej zwycięskiej piłce, słyszeli chyba wszyscy mieszkańcy zachodniej części Paryża.

Agnieszka Radwańska i jej holenderska partnerka deblowa Michaella Krajicek poszły zupełnie inną drogą. Egzekucja w ich wykonaniu była szybka i zdecydowana. Przeciwniczki miały teoretycznie bardzo mocne, bo Niemka Anna-Lena Groenefeld i Argentynka Paola Suarez (w parze z Hiszpanką Virginią Ruano Pascual wygrała kilka turniejów wielkoszlemowych) zostały rozstawione z numerem 6. W praktyce mecz okazał się znacznie łatwiejszy, niż się wszyscy spodziewali (6:2, 6:0). Finezyjne uderzenia Radwańskiej i solidna gra Krajicek (to kuzynka mistrza Wimbledonu Richarda) dają mieszankę, która dobrze rokuje polsko-holenderskiemu deblowi.

Reklama

W przypadku Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego rokowania mogą ewentualnie dotyczyć następnych turniejów, bowiem w Paryżu nasz debel odpadł w tempie ekspresowym, przegrywając z Hindusem Maheshem Bhupathim i Czechem Radkiem Stepankiem 4:6, 0:6. To była katastrofa porównywalna z występem Radwańskiej w singlu. Polacy sprawiali wrażenie amatorów, którzy zabłąkali się na kort numer 10 i którym ktoś wcisnął rakiety do ręki, nakazując grać z zawodowcami.

"Kiedy walczymy z parą, która wie, na czym polega gra przy siatce, nie mamy argumentów. Nasz wolej pozostawia wiele do życzenia, a gdy jeszcze zawodzi nas serwis, tak jak dziś, przegrywamy. Nasza rozmowa w szatni zapowiada się nieszczególnie. Będą latały brzydkie wyrazy" - mówił Fyrstenberg.