Nieobecność w najbliższym wyścigu Formuły 1 może sporo kosztować Roberta Kubicę. Decyzja głównego lekarza FIA Gary'ego Hartsteina o niedopuszczeniu go do Grand Prix USA może nawet oznaczać koniec występów polskiego kierowcy w barwach BMW Sauber - pisze "Fakt".

Reklama

Dla wielu "kibiców" Roberta zakaz startu w niedzielnych zawodach był świetną wiadomością. "Reines deutsches Team (czysto niemiecki team)" - tak "powiedziało się" komentującemu przymusowy odpoczynek Kubicy dziennikarzowi niemieckiej telewizji. I niekoniecznie było to przejęzyczenie. Przez kilka dni między wypadkiem Kubicy a badaniami decydującymi o dopuszczeniu go do startu Niemcy prześcigali się w wyszukiwaniu powodów, dla których Polak nie powinien wystąpić w niedzielnym wyścigu.

"Jego udział w niedzielnym GP wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem" - przekonywał niemiecki neurochirurg Bernd Kabelka. "Ja nie zezwoliłbym mu na start. Siedem dni to za mało, aby dojść do pełnej sprawności po takim wypadku. To zbyt duże ryzyko. Przy tego typu wypadkach urazy pozostawiają trwały ślad. Nie mówię tu o urazach fizycznych, ale neurologicznych. Nie wiemy, jak Robert zachowa się w trakcie wyścigu" - twierdził Kabelka.

Wtórował mu niemiecki psycholog Jan Mayer. Ten z kolei ostrzegał, że jeśli Robert zbyt szybko wróci na tor i mu się nie powiedzie, może się zablokować i przestanie osiągać dobre wyniki. "Mówiąc o szybkim starcie, Kubica broni się przed strachem towarzyszącym powrotowi na tor" - przekonywał Mayer.

Reklama

Bardziej dyplomatycznie zachowywali się członkowie BMW Sauber, ale od dawna wiadomo, że w F1 mówi się tylko to, co wypada powiedzieć. Kiedy Sebastian Vettel dowiedział się, że to on wystąpi w GP USA, skakał z radości. "Trochę szkoda, że nastąpiło to w takich okolicznościach, ale cieszę się z możliwości debiutu w F1" - nie kryje młody Niemiec.

W zupełnie innym nastroju jest Robert. "Jestem rozczarowany, bo czuję się gotowy do ścigania. Życzę Sebastianowi jak najlepiej i jestem przekonany, że dobrze się spisze" - mówi Polak. Druga część jego wypowiedzi to czysta kurtuazja. Pamiętamy przecież doskonale, jak kierowcą wyścigowym został Kubica. Zaczęło się prawie identycznie... W połowie ubiegłego sezonu miał zastąpić na jeden wyścig obolałego po wypadku Jacques'a Villeneuve'a. Pojechał tak świetnie, że miejsca w bolidzie już nie oddał, a BMW Sauber Kanadyjczyka zwolniło.

Jeśli Vettel udanie zaprezentuje się w najbliższym wyścigu, presja wywierana na szefa BMW Sauber Mario Theissena będzie olbrzymia. W Niemczech wszyscy będą się domagali, by zastąpił Kubicę Vettelem. "Już po Robercie! Niemcy chcieli wkręcić do F1 następnego rodaka" - pisze w internecie o rzekomym spisku "lala". Trudno się dziwić reakcjom polskich fanów, skoro czwartkowa decyzja jest zaskoczeniem nawet dla niektórych konkurentów Kubicy - donosi "Fakt".

Zdaniem Ralfa Schumachera, który po wypadkach na torze Indianapolis dwukrotnie trafiał do szpitala, Robert powinien dostać zgodę na start. "Skoro jego wypadek nie był tak groźny, na jaki wyglądał i Kubica chce jechać, to dlaczego mu nie pozwolono tego zrobić?" - dziwi się zawodnik Toyoty. Może Niemiec zbyt mało czasu spędza w swoim kraju...