22-letni wtedy Niedzielan nie miał miejsca w drużynie Zagłębia. Dlatego na początku 2002 roku pojechał na testy do Górnika i szybko został zawodnikiem zabrzańskiego klubu. Górnik za ten transfer zapłacił 30 piłek. "Piłkarz jest wart tyle ile za niego płacą. Widocznie wtedy byłem wart właśnie 30 piłek" - śmieje się dzisiaj napastnik Wisły. "Dzisiaj już nawet nie pamiętam czy to było 30 czy 32 piłki. No i z pewnością nie były to jakieś super futbolówki. Teraz pewnie jestem warty trochę więcej. No może 35 piłek" - dodaje z ironicznym uśmiechem.

Napastnik Wisły i tak ma szczęście, bo w Rumunii były przypadki, gdy zawodnika sprzedwano za... kilkaset kilogramów mięsa. "Jeśli mięso było na kartki, to taka zapłata była z pewnością mile widziana. Widocznie wtedy Zagłębie potrzebowało kilka piłek. W starożytnej Grecji za wszystko płacili towarami i to się sprawdzało. Więc czemu nie stosować takiego sposobu teraz" - przekonuje Niedzielan w rozmowie z "Faktem".

Dzisiaj "Wtorek" nie ma pretensji do działaczy z Lubina. A całe zdarzenie wspomina z sympatią. "Wszyscy jesteśmy ludźmi i czasem się mylimy. Zagłębie pomyliło się nie tylko w moim przypadku, bo podobnie było z Mariuszem Lewandowskim. No ale błędne decyzje podejmuje nie tylko Zagłębie. Wielkie kluby też czasem oddają za darmo zawodnika, który później strzela mnóstwo goli" - mówi napastnik Wisły mając na myśli Fernando Morientesa wypożyczanego z Realu Madryt.

Dla Niedzielana sobotni mecz będzie szczególnie wyjątkowy. Na trybunach ma się pojawić ojciec piłkarza. "Lubin to moje rodzinne strony bo pochodzę z niedalekich Żar. Tata zobaczy mnie w akcji po raz pierwszy od siedmiu, ośmiu miesięcy. Czasem odwiedział mnie w Holandii, ale przez ostatnie pół roku napewno nie by na żadnym moim meczu. Dlatego w sobotę podwójnie zmobilizowany. Do Lubina jedziemy po zwycięstwo" - dodaje piłkarz krakowskiego klubu.





Reklama