Po pokonaniu około 13 tysięcy kilometrów Małysz i reszta jego ekipy dotarła we wtorek do Argentyny. Adam i jego pilot Rafał Marton zostali w upalnym Buenos Aires, by odpocząć po męczącej, trwającej dobę podróży - czytamy w "Fakcie".

Reklama

Załoga mitsubishi pajero miała szczęście, bo część zespołu znowu ruszyła w trasę, by odebrać czekające od trzech dni w porcie Delta Rock samochody. Potem składająca się z rajdowych terenówek, ciężarówek oraz aut wsparcia kawalkada przejechała 550 km do Mar del Plata. Pokonanie tej odległości trwało i trwało, ekipa dotarła do bazy rajdu po drugiej w nocy.
Tutaj autami zajęli się mechanicy, którzy sprawdzili ich stan po trwającym trzy tygodnie rejsie z Europy, zaczęli montować osprzęt, który nie przetrwałby na statku i przygotowywać wozy do walki o przetrwanie liczącej prawie 9 tysięcy kilometrów trasy. Poczuli już przedsmak Dakaru, bo do pracy zabrali się po 4 godzinach snu.

W piątek w wojskowym porcie w Mar del Plata auta Małysza i jego zespołu przejdą badania kontrolne, po których zostaną dostawione do strefy zamkniętej, gdzie nie można już przy nich niczego poprawiać. Sam Małysz dotarł tu w środę wieczorem, korzystając z samolotu. Skróciło to podróż z ponad pięciu, do niecałej godziny.

>>>Czytaj także: Dudek może wrócić do gry