Żeby nakręcić ten film, udaliśmy się do Gdańska. Po przyjeździe na trening Lotosu zabieramy się za szukanie pierwszej "ofiary". Trener kieruje nas do Damiana Sperza, który zgadza się bez wahania na ten nietypowy eksperyment. Z kamerą na kasku jeszcze nie jeździł.

Reklama


Jak oni pędzą

Żadna relacja telewizyjna nie jest w stanie oddać tego, co się czuje "na żywo". Już sam tor robi wrażenie, a kiedy pojawiają się na nim pierwsze maszyny, słychać warkot silników, kiedy stojąc przy łuku, obrywam żwirem, przypominam sobie, dlaczego kocham ten sport.

Żużel jest dla wszystkich. Na mecze przychodzą całe rodziny. Kto raz był na torze, będzie tu wracał. Kurz, zapach metanolu i ta ogromna prędkość robią na kibicach niezapomniane wrażenie. A co dopiero muszą czuć sami żużlowcy... To właśnie chcieliśmy pokazać tym filmem.

Reklama


Pierwsza próba

Kilkanaście minut przygotowań i wreszcie Damian, uzbrojony w kamerę na kasku, wyjeżdża na tor. Trzech zawodników ustawia się pod taśmą. Chwila skupienia, warkot silników i ruszają. A "nasz" żużlowiec wygrywa start. Chcielibyśmy też zobaczyć, jak wygląda jazda z perspektywy zawodnika na dalszej pozycji. Ciężko jednak wymagać od sportowca, żeby specjalnie sobie odpuścił.

Damian zjeżdża do parku maszyn, zdejmujemy kamerę. Udało się. Wszyscy chcą od razu zobaczyć, jak wyszło. Tata Damiana, i jednocześnie jego menedżer, przypomina nam, że kiedyś w cyklu Grand Prix każdy zawodnik musiał przejechać raz z kamerą na kasku. Potem jednak zrezygnowano z tego pomysłu. Nam to nie przeszkadza, mamy swoje ujęcie.

Reklama

Co czuje, kiedy wyjeżdża na tor? "Wtedy jestem jak ryba w wodzie, jak ptak w powietrzu” - odpowiada Damian. Nie ma strachu, jest adrenalina. I uczucie wolności. Sperz już miał wypadek. Uraz głowy wykluczył go na dwa miesiące ze startów, ale nie zniszczył pasji. Bo żużel uzależnia.

Druga próba

Drugi dzień, druga próba. Teraz z kamerą ma pojechać Cyprian Szymko. Nie ukrywamy, że tym razem chodzi o to, żeby zobaczyć, jak jedzie się na dalszych pozycjach. I to nam się udaje. Mamy start, mamy walkę na pierwszym łuku, mamy to, o co chodziło.

Chłopaki zjeżdżają z toru i dzielą się emocjami na gorąco: "A widziałeś, jaką szprycę mu założyłem”?, "Nieźle go objechałem, co?”. Zdejmują kevlary i widać, że to niekoniecznie bezbolesny sport. Ci, którzy nie mają ochraniaczy na całym ciele (krepują ruchy), mają czerwone kropki - ślady po uderzeniach od szprycy. "Boli jak cholera" - mówi Marcel Szymko, młodszy brat Cypriana, który swoją licencję zdobył niecały tydzień wcześniej.

Cały czas, gdy bracia są na torze, dzwoni telefon. To ich tata, który chce być na bieżąco informowany o przebiegu treningu. Bo to sport rodzinny. Większość zawodników pochodzi z żużlowych rodzin.

Opuszczamy tor z tym, po co przyjechaliśmy. Efekty można zobaczyć na filmie. Wiemy też, że to nie był nasz ostatni raz "na żużlu”.