Przed tym sezonem zapowiadał pan walkę z Hondą o czwarte miejsce w klasyfikacji mistrzostw świata. Tymczasem jesteście trzecią siłą w F1, za McLarenem i Ferrari. Jest pan tym zaskoczony?
Trochę tak. Ale bardziej zaskakuje mnie postawa innych zespołów, niż naszego. Oczekiwałem, że walka o trzy czołowe miejsca będzie bardziej zacięta. Spodziewałem się, że będziemy musieli się napocić w pościgu za zespołami, które w zeszłym sezonie były przed nami. Zimę przepracowaliśmy ciężko zgodnie z tym planem. A w wyścigach okazało się, że to my jesteśmy trzeci. Zrobiliśmy postęp trochę większy niż zakładaliśmy.

Formuła 1 jest aż tak nieprzewidywalnym sportem, że zaskakuje nawet tak doświadczonych ludzi, jak pan?

Dokładnie. W tym sporcie walka odbywa się wyłącznie na najwyższym poziomie. A to znaczy, że liczysz się tylko, jeżeli umiesz dopracować każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Jeżeli jakiś detal wyrwie się spod kontroli, przegrywasz. Mały błąd oznacza wielką porażkę. Taka jest Formuła 1.

W dwóch pierwszych wyścigach w bolidzie Roberta Kubicy zepsuła się skrzynia biegów. Teraz Polak co jakiś czas ma problem z bolidem.
Proszę mi uwierzyć, że taka awaria mogła przydarzyć się Nickowi Heidfeldowi. To zresztą stało się w Barcelonie. Problemów technicznych, niestety, nigdy nie można wykluczyć.

W Polsce dziwiono się, że przy takiej technologi nie można sobie poradzić z czymś, co się notorycznie psuje. Potrafi pan to wytłumaczyć?
Wytłumaczenie jest bardzo proste. Balansujemy na krawędzi. Próbujemy wyrwać z tej wysokiej technologii wszystko, co tylko możliwe. Czasami przekraczamy granicę i przegrywamy. Inaczej się nie da. Jeżeli wybralibyśmy bezpieczną opcję, nie bylibyśmy rywalami dla najlepszych zespołów.

Możliwe, aby skrzynia biegów w bolidzie Kubicy psuła się przez jego tzw. agresywny styl jazdy?

Nie, nie. Operacja pod nazwą skrzynia biegów jest już pod naszą kontrolą. Przed inauguracją sezonu nie byliśmy gotowi, przyznaję to. Mieliśmy problemy i zmartwienie, jak sobie z nimi poradzić. Niestety, Robertowi psuła się także w najgorszych momentach, podczas wyścigów.

Jaki jest teraz cel zespołu?

Tak naprawdę się nie zmienił. Chcę, by nasi kierowcy stanęli w tym sezonie na podium. Nie tylko jeden raz.

Dogonienie Ferrari i McLarena pan wyklucza?
W tym sezonie tak. Czeka nas zima, wtedy nad tym popracujemy.

Dietmar Materschitz, szef Red Bulla, chwali Kubicę. Widzi go u siebie w zespole.
Nie dbam o to.

Dlaczego nie ogłosi pan składu zespołu na sezon 2008 i trzyma pan w niepewności Nicka Heidfelda. Kilka razy mówił już, że nie podoba mu się ta sytuacja.
To nie jest w tej chwili najważniejsza sprawa. Dopiero co zaczęliśmy ten sezon i mamy mnóstwo czasu, żeby pomyśleć o tym, co będzie w przyszłym roku.

Nie obchodzi pana, że Heidfeld się niecierpliwi?

Z Nickiem jesteśmy w doskonałych stosunkach. Mogę powiedzieć, że rozmawialiśmy o tej sprawie w cztery oczy i wszystko jest pod kontrolą.

Kubica jest wyścigowym kierowcą w pana teamie od sierpnia. Co pan może o nim powiedzieć po tych dziesięciu miesiącach?
Ma ogromny potencjał. Będzie w przyszłości w czołówce F1. Robert cały czas musi się rozwijać. Kierowcą wyścigowym jest tak naprawdę krótko, więc musi zbierać doświadczenie. W F1 trzeba sobie radzić z wieloma sprawami niewidocznymi na pierwszy rzut oka. Dochodzi do wielu sytuacji, w których odpowiednio zachowują się tylko doświadczeni kierowcy. Robert jest wielkim profesjonalistą, na razie radzi sobie dobrze i z bolidem, i z presją. Tak go obserwuję i widzę same pozytywy.

A jakieś minusy? Rozczarował pana kiedyś?

Nigdy. Kubica nie ma słabych stron.

Czym pana zaskoczył na plus?

Teraz już mnie nie zaskakuje, bo wiem, czego mogę się spodziewać. Tak naprawdę, pod jego wrażeniem byłem ponad rok temu, kiedy bez przygotowania wskoczył do bolidu i jechał jak doświadczony zawodnik. Potem był Budapeszt, gdzie debiutował w wyścigu. To było coś! Muszę to przyznać nawet dzisiaj.

Co pan myślał, jako szef zespołu, patrząc na błąd mechaników podczas pit stopu Heidfelda w Barcelonie? Nie dokręcili mu koła, potem długo nikt do niego nie dobiegł.
Oczywiście rozczarowanie. To był błąd człowieka. Do tego dołożyły się problemy z niektórymi komponentami. Na spokojnie, powtarzam, na spokojnie przedyskutowaliśmy te sytuację jak każdy inny błąd. Dokonaliśmy zmian w jednym z komponentów, trochę zmieniliśmy trening pit stopu. To wszystko. Jesteśmy gotowi do kolejnych wyścigów, nikt nie będzie rozpamiętywał tego błędu.

Po tym incydencie szybko ogłosił pan, że nie będzie zwolnień w zespole.
A dlaczego miałaby być? Absolutnie nie ma ku temu powodów. Ważne, by potraktować to jako naukę. Teraz ludzie pracujący przy pit stopie są ekstremalnie zmotywowani.

Co pan robi w wolnym czasie poza torem?
Pracuję w naszych fabrykach w Hinwil albo w Monachium.

A kiedy nie jest pan szefem? Chyba ma pan czasami wolne?
Prawie nie mam. Jestem aktywnym człowiekiem, więc uprawiam sport. Biegam, jeżdżę rowerem, spędzam czas na powietrzu. Staram się naładować baterie.










































Reklama