"Gdyby Robert wypadł z toru podczas wyścigu w Bahrajnie albo Malezji, to pewnie nic by mu się nie stało" - podkreśla Jacek Bartoś. Bo tam są nowoczesne tory - mają szerokie pobocza, a trybuny ustawiono z dala. I zanim kierowca w cokolwiek uderzy, zdąży na piachu i trawie wyhamować maszynę.
Tor w Montrealu nie jest zmodernizowany. W niektórych miejscach fani oglądają zmagania kierowców z bardzo bliska. Od pędzących z zawrotną prędkością bolidów oddziela ich tylko cienki pas trawy i właśnie ta betonowa bariera. Gdyby nie ona - pojazd, który wypadnie z toru, wbiłby się prosto w tłum widzów.
"Ktoś może się zastanawiać, po co taki beton na torze? Ale gdyby nie on, to skutki wypadków byłyby jeszcze tragiczniejsze" - zauważa Bartoś. Mogłoby się skończyć tak jak w 1955 r. w wyścigu Le Mans. Wtedy Pierre Levegh miał najpoważniejszy w skutkach wypadek w historii sportów motorowych. Tracąc kontrolę nad bolidem, wpadł w trybuny, zabijając 83 osoby i raniąc ponad 100.
Wczoraj od takiej tragedii wszystkich uratował betonowy mur. To właśnie dzięki niemu Kubica nie rozjechał kibiców, choć sam wyszedł z tej kraksy żywy tylko cudem.
Robert Kubica uderzył w betonową barierę z prędkością ponad 230 km/h. Po co na torze taka śmiertelna pułapka? "Fakt, zderzenie z murem mogło zabić Polaka, ale ta zapora z pewnością ocaliła życie setce kibiców" - wyjaśnia w rozmowie z dziennikiem.pl Jacek Bartoś, delegat ds. bezpieczeństwa rajdów samochodowych FIA.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama