"Wszystko w normie, jestem dopuszczony" - obwieścił wczoraj kilkanaście minut po 14 czekającym na niego dziennikarzom Kubica. Zgodnie z przewidywaniami przeprowadzone na torze Magny-Cours testy medyczne były dla Roberta formalnością. Przed wyścigiem w Indianapolis, do którego ostatecznie nie został dopuszczony, czekał na decyzję lekarzy dwie godziny - pisze "Fakt".

Reklama

Tym razem opuścił centrum medyczne po zaledwie 45 minutach. Badania sprawdzające m.in. refleks, koncentrację oraz stan fizyczny przeszedł bez problemów i doktor Gary Hartstein, szef ekipy medycznej w Formule 1, nie miał powodu, by zabronić naszemu zawodnikowi wyjazdu na tor. "Tam było podobnie" - mówił wyraźnie zadowolony z korzystnej dla decyzji Robert.

"Pechowo dla mnie zawody w USA rozgrywano zaledwie tydzień po wypadku i zbyt wielkie było ryzyko odniesienia poważnych obrażeń w kolejnym wypadku. Cieszę się, że wolne miałem tylko w jednym wyścigu" - dodał Robert, który ostatnią rundę Grand Prix obejrzał w telewizji. "Nie było trudno. Nawet całkiem przyjemnie, można się było wygodnie ułożyć. Nie śledziłem całego wyścigu, bo w tym samym czasie grałem w pokera ze znajomymi" - zdradził.

Dzisiaj rano, po trzech tygodniach przerwy, po raz pierwszy od makabrycznie wyglądającego wypadku w Kanadzie, Kubica wsiądzie do bolidu i wyjedzie na tor. Zapowiada, że się nie boi i że nie będzie jechał wolniej niż wcześniej. "Widziałem zdjęcia, filmy z wypadku. Miałem szczęście, że tak to się skończyło. Ja dwie godziny po wypadku czułem się już dobrze. Nie życzę nikomu takich przeżyć, bo z zewnątrz wyglądało to okropnie. Nie mam jednak obaw przed powrotem za kierownicę. Nie widzę powodu, dlaczego miałbym się bać. Podchodzę do tego na luzie. Oczywiście lepiej byłoby, gdyby taki wypadek nie miał miejsca, ale to nie była tragedia" - przekonuje "Fakt" nasz jedynak w Formule 1.

Reklama

Robert nie chce porównywać zdarzenia z Kanady do wypadku, jaki przeżył jako pasażer samochodu osobowego. Wtedy złamał rękę w kilku miejscach, do jej nastawienia potrzebna była skomplikowana operacja. Teraz skończyło się tylko na skręconej kostce. "To zupełnie inne sprawy. Na drodze nie jesteś sam. Nie masz wpływu na pozostałych użytkowników, więc nie wiesz, co się może wydarzyć. Dlatego zwykłym samochodem jeżdżę powoli. Mam dość szybkiej jazdy na torze. Tam też nie da się przewidzieć wszystkiego, o czym świadczy sytuacja z Montrealu, gdzie ja i Jarno Trulli zetknęliśmy się bolidami. Jednak większość ludzi zupełnie nie wyobraża sobie, co może się wydarzyć w razie wypadku. Nie można zapomnieć o ryzyku. Szczególnie w Polsce, gdzie drogi są w kiepskim stanie" - przypomina.

Na Grand Prix USA Kubicę w drugim samochodzie BMW Sauber zastąpił rezerwowy kierowca tego zespołu Sebastian Vettel. Debiutujący w wyścigu Niemiec zdobył 1 punkt. Niemieckie media od razu zaczęły spekulować, że wkrótce używanym przez Roberta bolidem z numerem 10 Vettel będzie jeździł na stałe. Polak nie boi się jednak utraty miejsca w zespole. "W tym momencie w teamie nie ma nikogo szybszego ode mnie. Więc kto miałby mnie zastąpić" - pyta pewny siebie Kubica.