W opublikowanym w sobotę wywiadzie dla największej włoskiej gazety Alonso opowiedział, że z informacją o wypadku Kubicy 6 lutego w Ligurii zadzwonił do niego były szef jego niegdyś macierzystego zespołu Renault Flavio Briatore.

Reklama

"Byłem wtedy we Włoszech, zadzwoniłem natychmiast do menedżera Roberta, powiedział mi, że wypadek był fatalny. Natychmiast pojechałem do niego. Byłem w stanie szoku, dwa dni wcześniej byliśmy w Walencji na testach, a potem oni ci mówią, że jest w bardzo ciężkim stanie. Nie chce się w to wierzyć" - podkreślił hiszpański kierowca.

Zapytany o to, co skłania kierowców Formuły 1 do podejmowania ryzyka także podczas wakacji, Alonso odparł: "Potrzebujemy takich emocji. Teraz w Formule 1 zabronione są testy. Przez cztery miesiące jesteśmy bez samochodu, bez adrenaliny, bez kierownicy. Musimy znaleźć inne rzeczy, by trenować, a także być żyć. Nie możemy siedzieć w domu".

Na uwagę, że to świadczy o tym, że kierowcy Formuły 1 są "trochę szaleni", zareagował mówiąc: "Nie. Szalony jest ten, kto jedzie autostradą 200 kilometrów na godzinę. Rajd w samochodzie z homologacją, z kaskiem i pasami bezpieczeństwa, to nie jest szaleństwo" - ocenił dwukrotny mistrz świata.

Reklama

Kubica 6 lutego doznał poważnych obrażeń w wypadku na trasie rajdu samochodowego Ronde di Andora. Trafił do szpitala w bardzo ciężkim stanie, groziła mu nawet amputacja zmiażdżonej dłoni. W ciągu 10 dni przeszedł trzy skomplikowane operacje, a następnie jeszcze jedną 12 marca, która miała usprawnić funkcjonowanie łokcia. Od kilkunastu dni przechodzi rehabilitację.