Hamilton odniósł czwarte zwycięstwo w sezonie, a 21. w karierze.

Jako trzeci finiszował Fernando Alonso z Ferrari, który w ten sposób zachował szansę na trzeci tytuł mistrzowski w rywalizacji kierowców, po sukcesach w latach 2005-06. Przed zaplanowaną na przyszłą niedzielę Grand Prix Brazylii na Interlagos Hiszpan traci 13 punktów do lidera Vettela, najlepszego kierowcy ostatnich dwóch sezonów.

Reklama

W 19 tegorocznych startach zgromadził 273 pkt, Alonso - 260, a trzeci w stawce Kimi Raikkonen z Lotus-Renault - 206. Za tydzień Fin, mistrz świata z 2007 roku, będzie musiał odpierać ataki Hamiltona - 190, który jako jedyny może go zepchnąć z najniższego stopnia podium.

Na Interlagos Brytyjczyk po raz ostatni będzie się ścigał w bolidzie McLarena, bowiem od nowego sezonu będzie kierowcą Mercedes GP. Zastąpi go Meksykanin Sergio Perez z Sauber-Ferrari.

Reklama

W niedzielę Perez finiszował jako 11. i nie zdobył punktów, choć na trybunach siedział prezydent Meksyku Filipe Calderon, który kończy swoją sześcioletnią kadencję w tym miesiącu, bo przegrał ostatnie wybory.

Zgodnie z oczekiwaniami Vettel wykorzystał przewagę pole position i od razu ruszył przed siebie, zostawiając z tyłu resztę rywali - po trzech rundach miał już pięć sekund przewagi. Za jego plecami, jeszcze przed wejściem w pierwszy wiraż, znalazł się jego kolega z teamu Australijczyk Mark Webber, który wyprzedził Hamiltona. Na czwartą pozycję, z siódmej, od razu przesunął się Alonso.

Występowi Hiszpana towarzyszyły spore kontrowersje, bowiem na godzinę przed rozpoczęciem GP USA, szefowie Ferrari ogłosili, że w bolidzie Felipe Massy konieczna była wymiana skrzyni biegów. W ten sposób Brazylijczyk spadł z szóstego na 11. miejsce, a jego partner dzięki temu startował z czystej strony toru, a nie tej bardziej nagumowanej.

Reklama

To mogło mu pomóc w wyprzedzeniu Fina Kimiego Raikkonena z Lotus-Renault i Niemca Michaela Schumachera z Mercedes GP tuż po zapaleniu zielonego światła. Jednak Alonso, dalszą jazdą w wyścigu, potwierdził, że nieprzypadkowo znajduje się na drugim miejscu w MŚ.

Awansował na trzecią, gdy na 17. okrążeniu, start zakończył na poboczu Webber, w wyniku defektu. W czołowej dwójce długo nie dochodziło do żadnych przetasowań, chociaż Hamilton regularnie zmniejszał dystans do Vettela.

Agresywna jazda Brytyjczyka, połączona z użyciem systemu DRS (ruchome skrzydło) i KERS (system odzyskiwania energii kinetycznej), pozwoliła mu na 42. okrążeniu zaskakująco łatwo wyprzedzić Niemca i objąć prowadzenie. Utrzymał je do końca.

Vettel nie podjął z nim walki, zresztą w drugiej części dystansu przede wszystkim starał się utrzymać drugą pozycję i po prostu dojechać do mety. Unikał ryzyka, myśląc zapewne już o występie na Interlagos i przewadze nad Alonso z jaką przystąpi do ostatniego wyścigu w sezonie.

Niemiec właśnie w Stanach Zjednoczonych zadebiutował w Formule 1 w czerwcu 2007 roku. W Indianapolis wystąpił w ostatniej przed pięcioletnią przerwą Grand Prix USA. Zastąpił wówczas Roberta Kubicę, który tydzień wcześniej w Montrealu uległ groźnemu wypadkowi i lekarze nie pozwolili mu siąść za kierownicą.

Była to ostatnia - przed tegoroczną - amerykańska eliminacja mistrzostw świata Formuły 1. Zwyciężył wtedy Hamilton, tak jak i teraz występujący w barwach McLaren-Mercedes.

W GP Brazylii, oprócz mistrzostwa świata kierowców i ostatecznej kolejności na podium MŚ, rozstrzygnie się też kolejność na drugiej i trzeciej pozycji w rywalizacji konstruktorów. Za Red Bull-Renault, które ma 440 punktów, znajduje się wciąż Ferrari - 367 przed McLaren-Mercedes - 353.