Gortat grał 37 minut i trafił cztery z ośmiu rzutów z gry oraz trzy z sześciu wolnych. Jego statystyki uzupełnia asysta i blok. Miał także jedną stratę i popełnił trzy faule.

Reklama

Przez większość meczu wydawało się, że Wizards kontrolują wydarzenia na parkiecie. Czwarta kwarta zaczynała się przy ich prowadzeniu 79:69, a sześć punktów przewagi mieli jeszcze na 1.48 min przed końcem regulaminowego czasu gry po rzucie Bradleya Beala.

W dwóch kolejnych akcjach z gry trafić jednak nie zdołali, a następnie Beal wykorzystał tylko jeden z dwóch rzutów wolnych. Lakers do remisu 92:92 doprowadzili, gdy na zegarze pozostawało 0,7 s.

Dogrywka zaczęła się od trafienia Beala, ale później "Czarodzieje" przez 135 s nie potrafili powiększyć dorobku. W tym czasie dwa rzuty wolne zmarnował Gortat, pudłował także John Wall. 27-letni rozgrywający dobrze zaczął spotkanie, jednak dziewięć z jego ostatnich 10 rzutów było niecelnych.

Reklama

Lakers do silnych drużyn nie są zaliczani, ale tak słabą postawę rywala potrafili wykorzystać. Ich bohaterem był Brandon Ingram. To on doprowadził do dogrywki, dobijając własny niecelny rzut, a ostatecznie spotkanie zakończył z dorobkiem 19 pkt i 10 zbiórek. W dogrywce natomiast kluczowy rzut "za trzy" na 58,1 s przed końcem trafił Kentavious Caldwell-Pope.

Dla pokonanych najwięcej - 28 pkt - zdobył Beal. Dorobek Walla to 18 pkt i dziewięć asyst.

Reklama

W Konferencji Wschodniej tym samym nie ma już niepokonanej drużyny. Bilans 3-1 oprócz Wizards mają jeszcze Orlando Magic i Milwaukee Bucks.

Czwarte zwycięstwo w czwartym meczu udało się natomiast odnieść San Antonio Spurs, którzy na wyjeździe pokonali Miami Heat 117:100. Dla zwycięzców 31 pkt zdobył LaMarcus Aldridge, a 22 dołożył rezerwowy Rudy Gay.

"Ostrogi" radzą sobie świetnie, choć wciąż kontuzjowany jest ich najlepszy gracz - Kawhi Leonard. Uraz leczy także Francuz Tony Parker.

"Wrócą, kiedy będą gotowi" - powiedział trener Gregg Popovich, kilkukrotnie unikając podania choćby przybliżonej daty.

Miano niepokonanej minionej nocy straciła ekipa Memphis Grizzlies, która nieoczekiwanie uległa na wyjeździe Dallas Mavericks 94:103. To była dopiero pierwsza wygrana Teksańczyków w tym sezonie.

Mavericks zaprezentowali zespołową grę. Sześciu ich zawodników zdobyło co najmniej 10 pkt, a najwięcej - 19 - debiutujący w NBA 19-letni Dennis Smith Jr. Wśród pokonanych wyróżnili się Hiszpan Marc Gasol - 26 pkt i 11 zbiórek, a także Mike Conley - 21 pkt.

Do niespodzianki doszło także w Nowym Jorku, gdzie koszykarze Brooklyn Nets pokonali finalistów poprzednich rozgrywek Cleveland Cavaliers 112:107. Wśród gości tradycyjnie nie do zatrzymania był LeBron James, który uzyskał 56. w karierze tzw. triple-double. Złożyło się na nie 29 pkt, 13 asyst i 10 zbiórek.

James miał jednak też aż osiem strat, a na 7,6 s przed końcem meczu mógł doprowadzić do remisu, ale spudłował dwa rzuty wolne (drugi celowo licząc na zbiórkę w ataku).

"Ciąży na nim olbrzymia presja. Z powodu naszych problemów kadrowych przez ponad 40 minut grał dziś jako rozgrywający, a to może wykończyć każdego" - tłumaczył swojego gwiazdora trener Tyronn Lue.

To był 772. mecz Jamesa w barwach Cavaliers, co jest klubowym rekordem.

Triple-double, już drugie w tym sezonie, a 81. w karierze, miał także Russell Westbrook z Oklahoma City Thunder. Na swoim koncie zapisał 28 pkt, 16 asyst i 10 zbiórek w wygranym meczu u siebie z Indiana Pacers 114:96.

Wśród zwycięzców dobrze zagrał także Carmelo Anthony - 28 pkt i 10 zbiórek. W drużynie gości na wyróżnienie zasługuje natomiast Victor Oladipo - 35 pkt.

Blisko niespodziewanego rozstrzygnięcia było w Filadelfii, ale ostatecznie miejscowi 76ers ulegli faworyzowanym Houston Rockets 104:105. Zwycięstwo przyjezdnym rzutem za trzy punkty równo z końcową syreną dał Eric Gordon. W całym meczu 28-letni strzelec uzyskał 29 pkt, a James Harden dołożył 27 pkt i 13 asyst.

Bilans 3-2 mają broniący mistrzowskiego tytułu Golden State Warriors. "Wojownicy" pokonali we własnej hali Toronto Raptors 117:112, a w ich szeregach tradycyjnie prym wiedli Stehpen Curry, Kevin Durant i Klay Thompson. Zdobyli odpowiednio 30, 29 i 22 pkt.

Gospodarze na niespełna dwie minuty przed końcem meczu przegrywali 107:112. Rywalom nie pozwolili już jednak powiększyć dorobku, a celnymi rzutami za trzy punkty losy meczu odwrócili Curry i Durant.

W piątek Warriors podejmą Wizards Gortata.