Bardzo dobrze mi się skakało i to chyba były najmniej stresujące kwalifikacje w jakich brałam udział. Czuję się spokojnie, pewnie. Ze skoku na skok się rozkręcałam – dodała.

Halowa mistrzyni świata z Sopotu (2014) od czasu tego sukcesu przeszła długą drogę. Na igrzyska jechała po medal. Nie udało się. Przeżyła to bardzo. Emocje były do tego stopnia duże, że myślała o zakończeniu kariery. Nie chciała jednak kiedykolwiek w przyszłości tego żałować. Nie chciała opuszczać lekkoatletycznej sceny ze łzami w oczach, bo tak było w Rio de Janeiro. Postanowiła powalczyć, ale hala znowu zakończyła się niepowodzeniem. W mistrzostwach Europy pod dachem nie weszła nawet do finału.

Reklama

To pokłosie igrzysk – tłumaczyła niedawno. Mimo wszystko teraz już nie miała wątpliwości. Chciała walczyć dalej. I walczyła – na kilku płaszczyznach. Dalsza praca z psychologiem Janem Blecharzem, zmiana treningu – mniej motoryki, więcej techniki i brak nakładania na siebie presji. Sport traktuje teraz jak zabawę i świetnie jej to wychodzi.

Reklama

W czwartek bardzo dobrze mi się skakało. Rozbieg, bieżnia, wszystko jest naprawdę ok. Nie rozglądałam się, nie wiem, jak skakały rywalki. Najważniejsze, że to były dla mnie dobre eliminacje i nie mam sobie nic do zarzucenia. Może ze spokojniejszą głową podejdę do finału - powiedziała.

To bardzo ważne. Bo jak sama przyznaje – ze stresem trudno jej walczyć. Ten typ tak ma – tłumaczy i się śmieje. Tak dobrze nie wyglądała dawno. Jest pewna siebie, ale medalu nie obiecuje, bo już parę razy się sparzyła.

W piątek będzie odpoczywać – książka („romansidło, bo to mnie najbardziej uspokaja” – mówi), dobra kawa i spacer. Ma zakaz myślenia o skokach, konkursie i spróbuje to zrobić.

Na szczęście nie zmęczyłam się jakoś specjalnie. Oddałam sześć skoków - trzy w konkursie, trzy próbne, czyli ekonomicznie - oceniła.

Emocje zeszły z niej w środę wieczorem. Po raz pierwszy poczuła spokój. Potem uśmiechnęła się z samego rana, kiedy zobaczyła, że poprawiła się pogoda. W końcu w Londynie zaświeciło słońce. To szczególnie ważne dla lekkoatletów rywalizujących w skoku wzwyż.

Czuję się znakomicie, a ma być jeszcze lepiej. Michał (jej mąż i trener-PAP) mówi, że najwyższa forma wycelowana jest na sobotę i oby miał rację. Ufam mu, bo sama widzę, że jest bardzo dobrze – dodała.

O medalu nie chce mówić, choć przyznaje, że zdaje sobie sprawę jak jest blisko. Zwłaszcza w Londynie. Poza zasięgiem wydaje się być tylko Rosjanka startująca pod neutralną flagą Maria Lasickiene. Ona jako jedyna w tym sezonie skoczyła już 2,06 i jest w stanie to powtórzyć. Lićwinko dwóch metrów na stadionie jeszcze nie przekroczyła, ale jest przygotowana na tak wysokie skakanie.

Zdaję sobie sprawę z tego, że jest duża szansa na medal, ale nie chcę o tym myśleć i nakładać sobie presji na głowę, ja i tak za dużo od siebie wymagam, więc naprawdę chciałabym skakać dobrze technicznie, żeby to wszystko było z dużą energią i dynamizmem – przyznała.

Dobrym znakiem jest też, że... nie śnią jej się zawody.

Czasami mam takie sny, że nie mogę zmierzyć rozbiegu albo coś mi zawsze na nim stoi. Teraz jest spokojnie i nie nakręcałam się – przyznała.

Finał skoku wzwyż w sobotę o godz. 20.05 czasu polskiego.