Fajdek, poza pierwszą nieudaną próbą, wszystkie późniejsze miał w granicach 77-79 m. Przed finałem konkursu mówił dziennikarzom, że nie wyobraża sobie, aby nie miał złota i hat-tricka. Wygrywał konkursy w Moskwie w 2013 roku i Pekinie w 2015.

Reklama

Pierwszy Fajdek, drugi Nowicki lub pierwszy Nowicki, drugi Fajdek – tylko takie dwie konfiguracje wchodziły w grę przed piątkowym finałem. Tak mówili nie tylko polscy eksperci, w tym mistrz olimpijski i świata Szymon Ziółkowski, ale także zagraniczni. Tabela tegorocznych wyników też to potwierdzała – tylko ta dwójka zawodników była bowiem w stanie w tym sezonie rzucić powyżej 80 metrów.

Swoją moc pokazali też w eliminacjach, które wygrał Nowicki przed Fajdkiem. Polaków dzieliły... trzy centymetry.

Finał jednak nie zaczął się po ich myśli. Najpierw do koła wszedł Nowicki – jak zawsze powtarzający – pierwsza próba jest na zaliczenie. Zakręcił i rzucił 76,36. To dało mu trzecią lokatę. Nerwy zaczęły się u Fajdka. Zaczął od... spalonego. Znowu młot przez niego rzucony wylądował poza promieniem. I po raz kolejny przypomniały się konkursy, w których kończył poza ósemką, bo... wszystko palił. Liderem został Rosjanin startujący pod neutralną flagą Aleksiej Sokirski – 77,50.

Reklama

Polscy kibice mogli odetchnąć po drugiej serii. Nowicki poprawił się na 76,54, a Fajdek zaliczył 77,09. To dawało im przynajmniej pewne miejsce w ósemce i trzy dodatkowe próby. Mimo wszystko nadal byli jeszcze poniżej oczekiwań. Broniący tytułu Fajdek był czwarty, Nowicki szósty.

Wszystko „uporządkowała” trzecia seria rzutów. Nowicki „machnął” 78,03 i wyszedł na pozycję lidera. Parę chwil później do koła wszedł zawodnik Agrosu Zamość i osiągnął 79,73. To ustawiło konkurs. Pierwsze dwa miejsca należały do Polaków. Przynajmniej na półmetku.

Reklama

Fajdek wyraźnie się rozluźnił. Ubrał się, uśmiechał i rozmawiał z... Nowickim. Dyskutowali, przybili sobie piątkę i wrócili do pracy.

Ważna była w tej rozgrywce szósta, ostatnia seria. Dla Nowickiego, bo nie dla Fajdka, który prowadził i nikt mu nie zagrażał. Natomiast brązowy medalista igrzysk nagle stracił drugą pozycję. Lepszy wynik uzyskał Pronkin - 78,16 i o 13 cm wyprzedził Polaka.

Nowickiemu została ostatnia szansa. Chodził po płycie, próbował się dogrzewać. Wszedł do koła, zakręcił, ale jakby bez wiary, młot zahaczył o siatkę i wylądował blisko. W ostatniej kolejce zawodnik Podlasia Białystok stracił srebro. Tak jak dwa lata temu w Pekinie musiał zadowolić się brązem.

Po wyjściu z koła jeszcze ukłonił się publiczności i uściskał Fajdka. A jemu została jeszcze jedna próba. Chciał się zmobilizować, ale młot nie poleciał daleko, więc trzykrotny mistrz świata spalił. A potem... położył się w kole.

To 50. i 51. medal w historii polskiej lekkoatletyki w mistrzostwach świata, a w Londynie piąty i szósty. Wcześniej – także w rzucie młotem – złoto wywalczyła Anita Włodarczyk, brąz Malwina Kopron. Po srebra sięgnęli w biegu na 800 m Adam Kszczot i w skoku o tyczce Piotr Lisek.