Jak się pojawiły pieniądze, telewizja i ludzie zaczęli zaczepiać na ulicach, pojawił się też pierwszy bankiet, potem drugi i trzeci. A u mnie jest problem z asertywnością - opowiada w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl polski lekkoatleta.

Reklama

W młodości po przeprowadzce z Bieżunia do Ciechanowa Małachowski trafił w złe towarzystwo. Ciechanów był dla mnie jak Nowy Jork i zachłysnąłem się nowymi rzeczami. Trafiłem w miejsce pełne nowych znajomości, pełne pokus. To otoczenie było dla mnie niebezpieczne. Nie byliśmy grupą pijaków, ale alkohol był obecny. Narkotyki też. Nie że twarde - marihuana raczej. Spróbowałem, bo jakbym nie spróbował, padłoby hasło, że donoszę. A chciałem należeć do grupy, nie chciałem wykluczenia. Kombinowaliśmy, jak iść na wagary, jak wyjść z bursy po 22:00, wrócić nad ranem, a później pójść do szkoły. Chciałem być w "ekipie" - zdradza wicemistrz olimpijski.