Weterynarz reprezentacji Szwecji Lisa Lidbaeck opisała bazę w Diodoro jako najbardziej strzeżone miejsce w Brazylii: "Jak w najlepszych filmach akcji”.

Mieszkam w odległości zaledwie 450 metrów od ogrodzonego wysokim płotem z drutem kolczastym hangaru, gdzie znajdują się stajnie. Idąc do naszych 12 koni za każdym razem muszę przejść pięć rygorystycznych kontroli przeprowadzanych przez komandosów uzbrojonych w karabiny maszynowe. Dopiero później po dezynfekcji sprawdzane są akredytacje i dokumenty przez stewardów, którzy na szczęście nie noszą broni - opisała warunki pobytu w Rio na łamach dziennika „Aftonbladet”.

Szwedka podkreśliła, że jeżdżąc na międzynarodowe zawody ekipa jest przyzwyczajona do pewnych środków ostrożności, lecz nie takich jak w Brazylii.

Opisała zaskoczenie kiedy już na lotnisku samoloty zaraz po zatrzymaniu się zostały otoczone przez wojsko. Konie zostały załadowane do ciężarówek, które jechały do bazy w kolumnach eskortowane przez samochody z żołnierzami i policjantów na motocyklach. Podczas przejazdu boczne ulice były zamykane tak, aby nasz transport nie zwalniał, ani się nie zatrzymywał. Procedura była podobna do eskorty prezydentów - dodała.

Reklama

Zwierzęta znajdują się pod tak ścisłym nadzorem z kilku przyczyn, z których jedną z najważniejszych jest ich ogromna wartość.

Władze Brazylii chronią się również przed ingerencją w swój ekosystem, a poza tym chcą uniknąć sabotażu, jak na przykład podania środków dopingujących.

Takie sytuacje się zdarzały i dopingiem może być nawet tabletka od bólu głowy rozpuszczona w wodzie, której ślady pojawią się podczas badania konia. Były przypadki, że podczas ważnych zawodów dochodziło z tego powodu do dyskwalifikacji. Można powiedzieć, że ze wszystkich sportowców uczestniczących w tej olimpiadzie to czworonożni atleci mają najlepsze warunki i są najbezpieczniejsi - powiedziała Lidbaeck.

Reklama