Królaka pamiętam od początku jego kariery. Startowaliśmy razem w wyścigach "Życia Warszawy" czy "Expressu Wieczornego" - masowych imprezach dla młodzieży. On jeden z nich wygrał i dostał w nagrodę używany rower, po starszych kolarzach. Ja byłem piąty i żadnego sprzętu już nie otrzymałem - wspomniał Więckowski, młodszy od Królaka o dwa lata.

Już jako czołowi w kraju zawodnicy spotykali się obaj w sekcji Legii Warszawa, walcząc m.in. o drużynowe mistrzostwo Polski, a także w reprezentacji. W 1956 roku w Wyścigu Pokoju, w którym Królak odniósł historyczne pierwsze polskie zwycięstwo, Więckowski był debiutantem. Jak go wspomina?

Reklama

Był dobrym kolegą, troszeczkę skrytym, ale bardzo lubił żartować, podśmiewać się z partnerów, jak coś im nie wyszło. Zostało mi w pamięci wiele miłych wspomnień o nim. Teraz brak takich ludzi - zauważył trzykrotny zwycięzca Tour de Pologne (1954-1956).

W trakcie niedzielnego, ósmego Memoriału Stanisława Królaka kolarze rywalizowali w historycznym centrum stolicy na trzykilometrowej rundzie, którą pokonywali 15 razy. Start i meta znajdowały się na Krakowskim Przedmieściu, a specjalną strefę kibica utworzono na najbardziej widowiskowym fragmencie trasy - podjeździe po przedwojennym bruku ulicy Bednarskiej.

Reklama

Bardzo dobrze organizuje tę imprezę Grzegorz Wajs. To niełatwe zadanie, bo trzeba dostać wszystkie zgody. Udaje mu się to już któryś raz. Widać duże zainteresowanie publiczności. Ja ze szczególnym sentymentem obserwuję "górską" rywalizację na Bednarskiej. Na tych kamieniach w latach 50. trenowaliśmy siłę. Przejeżdżało się najpierw 100 km po płaskim terenie, a potem trzeba było tutaj przejechać pięć, sześć okrążeń, żeby przyzwyczajać mięśnie do ekstremalnego wysiłku - przypomniał były szef wyszkolenia PZKol, wychowawca wielu znanych kolarzy.

Zwycięzca tegorocznego wyścigu 33-letni Mateusz Taciak (CCC Sprandi Polkowice) tradycyjnie otrzymał w nagrodę "Pompkę Królaka", przypominającą legendę z lat startów zmarłego w 2009 roku kolarza. Według tego przekazu idol Polaków miał użyć tego sprzętu w trakcie scysji na trasie, by przywołać do porządku jednego z kolarzy Związku Radzieckiego. Więckowski z całym przekonaniem zaprzecza, jakoby taki fakt miał miejsce.

Co do "pompki Królaka" - to była bajka. Nigdy zawodnik nie podniósłby ręki na drugiego zawodnika. Może zdarzyło się jakieś dotknięcie przy zachwianiu w trakcie walki na trasie, ale żadnej bójki nie było. Musiałem nawet wyjaśniać tę sprawę w... episkopacie. Kiedyś zapytał mnie o to prymas Józef Glemp. "Nie, to nie była prawda" - odpowiedziałem. Ludziom pasowały jednak takie polityczne legendy - zakończył.