"Przedstawiciele Murdocha sondowali możliwość kupienia praw telewizyjnych. Nie sądzę, żeby obecnie chcieli przejąć główny pakiet, który uprawnia do pokazywania meczów ligowych w kodowanej stacji, bo Puls po prostu jej nie ma. Wszystko jednak wskazuje na to, że może walczyć o magazyn ligowy, który ma być pokazywany w telewizji ogólnodostępnej albo o prawo do pokazywania czterech dowolnie wybranych meczów w sezonie" - zdradza informator DZIENNIKA pragnący zachować anonimowość.

Reklama

Do walki o prawa telewizyjne do pokazywania rozgrywek ligowych staną na pewno również Telewizja Polsat, TVN, TVP oraz Canal Plus. Do zdobycia jest sześć pakietów. Obecnie prawa do transmisji meczów ligowych ma Canal Plus, który wygrał dotychczasowe dwa przetargi - w tym przetarg stulecia w 2000 roku na 100 milionów dolarów zredukowany potem o blisko połowę.

Za ten sezon Canal Plus zapłacił 50,5 miliona złotych, rok wcześniej wyłożył 47,5 miliona, a w pierwszym sezonie trzyletniego kontraktu 44,5 miliona. To duże sumy, ale nieporównywalne do kwot jakie trzeba będzie wyłożyć za najbliższe trzy lata. Fachowcy szacują, że rozwój platform cyfrowych w naszym kraju może doprowadzić do tego, że na sprzedaży wszystkich pakietów ligowych będzie można zarobić rocznie nawet ponad 150 milionów złotych. Nie ma zdecydowanego faworyta, bo za wszystkimi telewizjami stoją milionerzy, którzy zrobią wiele, żeby móc pokazywać mecze Legii, Lecha czy Wisły Kraków. Zwycięzcę poznamy prawdopodobnie w listopadzie.

"Zapowiada się pasjonująca walka. Robimy wszystko, żeby liga była coraz ciekawsza i dlatego jej cena rośnie" - zaciera ręce Andrzej Rusko, prezes Ekstraklasy S.A. Pieniądze z transmisji telewizyjnych trafią w znacznej większości do klubów ekstraklasy. Pięćdziesiąt procent kontraktu jest dzielone po równo, 25 procent w zależności od tak zwanej medialności, którą oblicza się na podstawie liczby spotkań pokazywanych obecnie przez Canal Plus, pozostałe 25 procent odpowiednio do miejsca zajętego na zakończenie sezonu. Podział ten próbował storpedować udziałowiec Widzewa Łódź Zbigniew Boniek, który chciał więcej pieniędzy dla biednych klubów. Najbogatsi się na to nie zgodzili, bo wykładają duże sumy na drużyny po to, żeby część inwestycji odzyskać z praw do transmisji telewizyjnych - pisze DZIENNIK.

Reklama