W tych eliminacjach zdobył pan dla naszej reprezentacji już 9 punktów.
Byłoby grzechem, gdybym coś takiego powiedział. Sam nie mógłbym wygrać żadnego, absolutnie żadnego meczu. To nie ja wygrywam, tylko cała nasza drużyna. Cieszę się z tego, że teraz udało nam się pokonać Kazachstan, bo muszę przyznać, że do przerwy nie graliśmy najlepiej. Już po pierwszym spotkaniu z Kazachami wiedzieliśmy, że nie jest to łatwy rywal. Na dodatek w pierwszej połowie strzelili nam gola w jedynej akcji, którą przeprowadzili. Ale tak naprawdę nie obawialiśmy się o wynik. Trener Leo Beenhakker w przerwie powiedział, że mamy być spokojni i grać tak, jak zakładaliśmy przed meczem. Okazało się, że miał rację.

Czy pamięta pan, kiedy ostatnio zdobył trzy gole w jednym meczu?
To musiało być dawno temu. Ale na pewno kiedyś mi się udało. Choć w reprezentacji to oczywiście mój pierwszy hat-trick.

W ogóle ostatni tydzień był dla pana znakomity. Najpierw gol w lidze hiszpańskiej, a teraz trzy w kadrze...
I co, chcecie napisać, że jestem w formie? A wcześniej, jak trzy tygodnie nie zdobyłem gola, to byłem bez formy, tak? To bzdura. Można dobrze grać, a bramki strzela ktoś inny.

Dziś lśnił pan, jak prawdziwa gwiazda.
Najważniejsze, że wygraliśmy. Nie ukrywam jednak, że chcę być dla tej reprezentacji ważnym zawodnikiem, jednym z wiodących. Myślę, że w meczu z Kazachami pokazałem, że tak jest.

Trzy gole w dziesięć minut - to było naprawdę zabójcze.

Po prostu wszystko fajnie się nam ułożyło. I zabójcze było nie tylko te 10 minut, ale cała druga połowa. Chcieliśmy odrobić straty i odwrócić losy meczu. Myślę, że naszą grą daliśmy też dużo radości kibicom. Mieli wszystko co lubią: emocje, kiedy straciliśmy gola, potem oczekiwanie na wyrównanie i radość z kolejnych bramek. Takie spotkania długo się pamięta.

Choć najlepiej wszyscy zapamiętają pewnie to, że na stadionie zrobiło się ciemno...
No właśnie, to też było coś dla kibiców. Ciekawe, że dopiero po tym zdarzeniu obudziliśmy się i zaczęliśmy lepiej grać. Zwykle jest przecież tak, że kiedy robi się ciemno, to idziemy spać... Przyznaję, że czegoś takiego w mojej karierze jeszcze nie przeżyłem.

Co pana bardziej ucieszyło - dwa gole strzelone Portugalii, czy dzisiejszy hat-trick?
Radość była dokładnie taka sama.

Teraz przed wami mecz z Belgią. Wygrywacie i jedziecie na Euro do Austrii i Szwajcarii.
Musimy wygrać. Wszyscy rozmawialiśmy o tym po meczu. Przed spotkaniem z Kazachstanem w ogóle nie kalkulowaliśmy i nie zastanawialiśmy się, jakie wyniki przybliżą nas do mistrzostw Europy. Chcieliśmy za wszelką cenę wygrać swoje mecze i nie oglądać się na innych.

Można nazwać pana prawdziwym katem Kazachów.

Te bramki dedykuję trenerowi Arno Pijpersowi. Ten człowiek kiedyś o mało nie zakończył mojej kariery. Kiedy miałem 14 lat chciał mi udowodnić, że nie nadaję się do piłki. Chciał mnie wyrzucić z drużyny Feyenoordu. Mówił, że jestem za słaby. Dla młodego chłopaka, którego wszystkie marzenia kręciły się wokół piłki, taka rozmowa była czymś strasznym. Dlatego moje gole, to odpowiedź dedykowana temu trenerowi.

Przypomniał mu pan tamto wydarzenie?
Przywitaliśmy się tylko. Podałem mu rękę. Wszystko co chciałem mu powiedzieć, pokazałem na boisku.

Asysty były równie piękne, jak pańskie gole.

Dostałem naprawdę znakomite podania od kolegów. Te trzy zagrania były rzeczywiście wysokiej klasy. Dlatego powtarzam - bohaterem jest cała drużyna.

Ale tylko jeden jej piłkarz mógł zabrać sobie po meczu pamiątkę.
Zgadza się. Jest taka stara piłkarska zasada - zawodnik, który w jednej połowie zdobędzie trzy gole, po meczu może zabrać do domu piłkę. No więc jeśli mogłem, to sobie ją wziąłem!






























Reklama