Czy na miejscu Leo Beenhakkera odważyłby się pan powołać na ważne mecze takiego żółtodzioba?
Absolutnie tak. Może i mam status nowicjusza, ale co z tego? Na meczu z Węgrami i na zgrupowaniu przed tym spotkaniem udowodniłem, że nie jestem frajerem. Umiem się odnaleźć na boisku, dlatego nie dziwi mnie, że selekcjoner mi zaufał.

Co takiego selekcjoner dostrzegł w niepozornym chłopaku z Górnika? Przecież przed pierwszym powołaniem, mało kto o panu słyszał...

Dobrze gram głową. Jak na swój wzrost 188 cm mam też fajną koordynację. Poza tym piłka nie odskakuje mi od nogi. Ale się pięknie zareklamowałem, teraz to chyba zapadnę ludziom w pamięć.

Już pan to zrobił. Cztery gole w trzech ostatnich meczach ligowych to świetny wynik.

Szczerze? Nie jestem zaskoczony swoją skutecznością. Już wcześniej prezentowałem się dobrze, tyle że piłka nie wpadała do siatki. Napastnicy czasem tak mają, że nie wiadomo czemu wystrzeliwują się z naboi. Wtedy nie mogą panikować, muszą czekać spokojnie na nową amunicję. Ja tak zrobiłem, opłaciło się.

Ma pan teraz chęć utrzeć nosa wszystkim, którzy śmiali się, że do kadry powołano najgorszego napastnika ligi?

Nie będę zniżał się do poziomu tych ludzi i im odszczekiwał. Powiem więcej - staram się nadal lubić swoich krytyków, a szczególnie dziennikarzy. Jestem skromnym chłopakiem z Mazur, który nie zna słowa zemsta. Nie zmienia to jednak faktu, że po otrzymaniu pierwszego powołania mnie i moim bliskim było przykro. Naczytałem się o sobie wielu bzdur, w stylu: a po co w kadrze ten cienias? Szczęście, że nie wziąłem ich sobie do serca. Gdybym tak zrobił z nerwów nie dałbym rady trafić w piłkę.

A może krytycy mieli jednak powód, aby w pana nie wierzyć? W Groclinie, Łęcznej i Zabrzu nie strzelał pan zbyt wielu goli...

I co z tego? Proszę mi powiedzieć, czy w piłce liczą się tylko statystyki? Nie! Ważne jest nie tylko to, kto zamyka całą akcję, ale i kto poda piłkę, przetrzyma ją itd. Beenhakker zobaczył we mnie coś, czego nie dostrzegali inni. Pewnie dlatego to on zarabia setki tysięcy euro, jako wybitny trener kadry, o czym nie mogą marzyć różni smutni frustraci nastawieni do każdego na nie i sugerujący się tylko suchymi liczbami.

Mocne słowa.
Mam silną osobowość, więc nie boję się wygłaszać prawdziwych, czasem bolesnych dla innych zdań.

A propos strachu - czuł go pan na pierwszym zgrupowaniu kadry?
Nie. Miałem jedynie lekką tremę, która minęła, gdy tylko pan Beenhakker zwołał wszystkich w wielkie kółko, po czym przedstawił im mnie oraz Konrada Gołosia.

Czy przed tą prezentacją reprezentanci z zagranicy pana znali, czy też patrzyli wzrokiem mówiącym: a co to za jeden?
Wbrew obiegowej opinii zawodowi piłkarze to inteligentni ludzie, lubiący czytać na bieżąco prasę oraz portale internetowe. Dlatego jestem pewien, że już w pierwszej minucie mojego pobytu na kadrze każdy wiedział kim jestem.

Co pan sądzi o opiniach fachowców, którzy uważają, że Zahorski to młodsza kopia Rasiaka?
Irytują mnie te zdania, jak i to pytanie, którego w kółko słucham. Wyjaśniam raz na zawsze: jestem niepowtarzalny, tak jak każdy człowiek na świecie. A jeśli już mam być do kogoś porównywany, to najchętniej do Marco van Bastena (śmiech). Niedawno usłyszałem, że gram podobnie do niego. Choć oczywiście jestem 10 razy słabszy, to ta opinia mile mnie połechtała. Podobnie jak słowa pana Grzegorza Mielcarskiego, który powiedział w sobotę w Canal Plus, że w Polsce mało jest napastników prezentujących taki styl, jak Zahorski.

Skoro jest pan tak wyjątkowy, to może niebawem zgłoszą się do Górnika Legia Warszawa lub Wisła Kraków, które szukają solidnego napastnika?
Jestem rozsądny, więc nie odrzuciłbym bez zastanowienia żadnej propozycji. Żeby jednak przejść do wymienionych klubów musiałbym dostać superofertę. Nie chcę niczego zmieniać na siłę, w Zabrzu czuję się wyśmienicie, mimo że ten region kraju jest dużo bardziej zanieczyszczony niż moje ukochane Mazury.

Trener Ryszard Wieczorek powiedział niedawno, że w 2012 roku Górnik zdobędzie tytuł. Też pan w to wierzy?

Nie, bo uważam, że sięgniemy po mistrza wcześniej, za jakieś dwa lata. Tej jesieni pokazaliśmy, że już teraz jesteśmy w stanie wygrać z każdym. Za kilkanaście miesięcy możemy być wielcy. A za kilka dni pokonamy Zagłębie w Lubinie. Bardzo bym chciał strzelić mistrzom Polski gola na ich terenie!

Gdy zaczynał pan grać w malutkim Barczewie przeszło panu przez myśl, że zajdzie pan tak daleko?

Tak. Mój tata, trener piłkarski, oraz mama, kiedyś lekkoatletka, wierzyli we mnie odkąd byłem kilkuletnim brzdącem. Dzięki nim zakodowałem sobie w głowie, że mam szansę zrobić karierę. Teraz rodzice dopingują mojego czteroletniego braciszka, który właśnie zaczął ćwiczenia z piłką. Kto wie, może za dwie dekady kolejny Zahorski zadebiutuje w reprezentacji Polski?




























Reklama