W środę w Warszawie zbiera się zarząd PZPN. Obecny na nim miał być selekcjoner reprezentacji Polski. Jednak wiadomo już, że Leo Beenhakkera nie będzie. Kazimierz Greń jest tym zaskoczony i zbulwersowany. "Przecież spotkanie było zwołane po to, by Beenhakker wytłumaczył się z fatalnej dyspozycji zespołu w meczu z Irlandią oraz ogólnej sytuacji w kadrze. Widzę, że zbierzemy się na marne" - mówi jedna z najważniejszych osób w PZPN.

>>>Leo: Lato pozwolił mi nie przyjść na zarząd

Beenhakker jednak jest usprawiedliwiony. Z obowiązku pojawienia się na zarządzie zwolnił go sam Grzegorz Lato. "Ja o tym nic nie wiem. Jeśli to prawda to pan prezes będzie musiał się nam z tego wytłumaczyć. Ja tak łatwo tej sprawy nie odpuszczę" - grzmi Greń.

Według niego to kolejny dowód na to, że Beenhakker lekceważy władze związku i pracę z reprezentacją Polski. "On ma nas w nosie. Robi sobie, co chce. Szkoda, że szef PZPN jest dla niego tak pobłazliwy. Ja skróciłbym mu smycz i krótko na niej trzymał" - mówi twórca sukcesu wyborczego Grzegorza Laty.

>>>Beenhakker znów zlekceważył PZPN

Czy w takim razie na zarządzie padnie wniosek o zwolnienie Beenhakkera z zajmowanego stanowiska? "To nie jest dobry czas na taki ruch. I wcale nie chodzi o kosmiczne odszkodowanie dla Leo. Gdybyśmy wyrzucili Holendra, a jego następca nie awansowałby do mistrzostw świata, to Polacy by nam tego nie wybaczyli" - tłumaczy Greń. Dlatego ewentualnego zwolnienia Beenhakkera należy się spodziewać dopiero, gdy biało-czerwoni stracą szansę na występ w RPA.









Reklama