"To skandal. Nie degraduje się drużyny, która zajęła siódme miejsce w ekstraklasie. Decyzja nie jest zgodna z duchem sportu" - na gorąco oceniał menedżer ŁKS Tomasz Kłos. "Przestałem wierzyć w sprawiedliwość" - oznajmił.

Gdy tylko Lewicki złożył dymisję i opuścił salę obrad, od razu zaczęły się domysły i spekulacje. Przewodniczący już we wcześniejszych dniach podkreślał, że nie podoba mu się, iż prowadzona przezeń niezależna komisja znajduje się pod wpływem najróżniejszych nacisków z wielu stron. Trzeba też jednak przyznać, że sam się ustawił pod ścianą niezbyt fortunną wypowiedzią. Jego reakcją na słowa menedżera ŁKS Tomasz Kłosa, iż w komisji zasiadają „fałszywi ludzie”, było stwierdzenie, że ŁKS może pożałować tych słów, już przy okazji obrad komisji. Niektórzy sugerowali, że przewodniczący będzie się chciał mścić. Jeszcze inni wypominali mu przeszłość w Cracovii, a przecież od decyzji komisji zależał los krakowskiego klubu.

Reklama

"Zrezygnowałem, żeby nikt mi nie wypominał stronniczości. Napisano mnóstwo bzdur na mój temat. Mówiono, że będę się mścił na łodzianach. To przecież bzdura. Dlatego nie chciałem mieć z tym nic wspólnego, nie chciałem nikogo swoją osobą krępować i podałem się do dymisji. Uznałem, że tak będzie najuczciwiej" - mówił roztrzęsiony Lewicki."Naciski się pojawiały z wielu stron i z różnych środowisk. Nie chcę o tym mówić. Tyle dobrego, że faktycznie nie odebrałem żadnego telefonu, by ktoś mi powiedział <masz zrobić tak i tak>. Ale najróżniejsze sugestie w zawoalowanych formach pojawiały się wciąż. A dla mnie sprawa był jasna. ŁKS nie miał szans na licencję, ponieważ nie spełniał wymagań 28 maja. Sprawa była dla mnie zamknięta".

Lewickiego udało nam się złapać na dworcu, gdzie czekał na pociąg. Odcięty od informacji nie wiedział nawet, jaką ostatecznie podjęli decyzję jego koledzy z komisji. Dopiero od nas się dowiedział, że wszyscy - jednogłośnie - odrzucili wniosek ŁKS. "Naprawdę? Powiem panu, że nie ma powodu do radości. W tej sytuacji nie ma wygranych" - mówił. "Liczę tylko na to, że może to kogoś nauczy, że dokumentów i terminów należy pilnować. Postanowień jednak nie zmieniam i podtrzymuję moją decyzję o rezygnacji z przewodnictwa komisji i w ogóle z członkostwa w PZPN. Nie mam ochoty przeżywać czegoś takiego po raz kolejny, nie mam zamiaru słuchać kolejnych inwektyw, nie chcę, by moja rodzina czuła się zastraszona".

Reklama

"Na każdego piszą różne rzeczy w prasie" - mówił Kłos - "Jeżeli Lewicki nie wytrzymał presji, to może jest zbyt słaby psychicznie i się nie nadaje?".

Komisja ponoć nawet nie zapoznała się z dokumentami dostarczonymi przez ŁKS, tylko orzekła, że decyzja z 28 maja jest ostateczna. "To po co ten cyrk z pismami do Platiniego? Po co Komisja ds. Nagłych" - pytał rozgorączkowany Kłos.

Święto zatem w Krakowie, rozpacz w Łodzi. ŁKS zajął przecież w poprzednim sezonie siódme miejsce w lidze i bez najmniejszych problemów utrzymał się w ekstraklasie. Cracovia natomiast zajęła drugie od końca miejsce i tylko bałaganowi z licencjami i wstrzymanym awansem Widzewa zawdzięcza pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Już jednak pojawiają się głosy, że ŁKS będzie dochodził sprawiedliwości - przynajmniej w ich mniemaniu - w sądach, pomijając instancje piłkarskie.