Zdaniem wiceprezydenta Cracovia została dopuszczona do gry w ekstraklasie niezgodnie z warunkami określonymi w podręczniku licencyjnym. Zapowiedział też, że w związku z tym złoży do ministra sportu Mirosława Drzewieckiego wniosek o wstrzymanie rozpoczęcia rozgrywek. Jeśli pochodzący z Łodzi minister podejmie interwencję, ekstraklasa nie wystartuje w najbliższy piątek, tak jak zaplanowano.

Reklama

Na czym konkretnie miałoby polegać przestępstwo? Chodzi o promesę umowy wynajęcia stadionu w Sosnowcu, którą Cracovia przedstawiła komisji licencyjnej. Na jej podstawie PZPN dopuścił klub z Krakowa do rozgrywek. Okazało się jednak, że promesa to fikcja. W dokumencie, do którego dotarli łodzianie, jest bowiem tylko zgoda klubu Zagłębie Sosnowiec, który miałby użyczyć stadionu Cracovii. Sęk w tym, że to nie Zagłębie, lecz Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji jest właścicielem stadionu, a jego przedstawiciele żadnej promesy nie podpisywali i w ogóle nie rozmawiali z Cracovią. Nie ma też zgody policji na organizowanie imprez masowych, która też jest wymagana.

"Nie mieli ani boiska, ani ważnej promesy, ani umowy. Nie mieli nic. I dostali licencję. Dla mnie jest jasne, że doszło do oszustwa, popełniono przestępstwo. Rolą prokuratury jest ustalenie, czy winna jest Cracovia, która przedstawiła nieprawdziwe dokumenty, czy komisja licencyjna, która przekroczyła uprawnienia i nienależycie starannie rozpatrywała wniosek. Mielibyśmy tu przypadek działania na niekorzyść innego klubu" - powiedział DZIENNIKOWI jeden z prawników zajmujących się sprawą ŁKS. "Trudno dać wiarę, że w takiej sprawie komisja licencyjna mogła, ot tak, coś przeoczyć, skoro z podobnej mocy ŁKS nie dostał pozwolenia na grę w ekstraklasie" - dodał.

Prawnicy ŁKS wyciągnęli sprawę Cracovii, aby na forum mediów pokazać, że poważne uchybienia we wnioskach licencyjnych miało przynajmniej jeszcze kilka innych klubów, a nie zostały one potraktowane tak surowo i dostały pozwolenie na grę w ekstraklasie. Badają oni również dokumenty, jakie złożyła Lechia Gdańsk, i zapowiadają, że niebawem publicznie zapytają, dlaczego dopuszczono do rozgrywek klub poważnie zadłużony.

Reklama

Niezależnie od złożonego wczoraj zawiadomienia na Cracovię ŁKS walczy z PZPN w sądzie administracyjnym. Rozprawę zaplanowano na 12 sierpnia, a zatem już po rozpoczęciu rozgrywek. Wcześniej w najbliższy piątek rano przed sądem mediacyjnym przedstawiciele PZPN (m.in. Antoni Piechniczek i Andrzej Wach) spotkają się z działaczami ŁKS.

"Po tym wszystkim, co się ostatnio stało, straciłem wiarę w to, że istnieje sprawiedliwość, ale teraz ona wraca. Zaczyna się prawdziwa wojna. Nie będzie to jakieś pieniactwo i wykrzykiwanie, ale walka na argumenty. Te mamy bardzo mocne. Wielu niezależnych od siebie dobrych prawników wydało opinię, że w procesie licencyjnym w przypadku ŁKS i nie tylko nastąpiły poważne uchybienia. Do czasu wyroku sądu administracyjnego nie przystąpimy do rozgrywek w pierwszej lidze. Naszym zdaniem należy nam się ekstraklasa" - zapowiada dyrektor sportowy ŁKS Tomasz Kłos.

Nie wiadomo, jak na deklarację ŁKS zareaguje PZPN. Gdyby nie odłożył rozgrywek i definitywnie nie dopuścił do nich ŁKS, a sąd administracyjny wydałby wyrok korzystny dla klubu, związek zostałby narażony na poważne straty. Piłkarze ŁKS i działacze już zapowiedzieli, że będą w takim wypadku żądać odszkodowania.