Poinformowano już o tym Franciszka Smudę, który miał nadzieję na tę posadę i dlatego mimo propozycji właściciela Wisły Kraków Bogusława Cupiała nie podjął pracy z drużyną mistrza Polski. Ofertę Smuda miał dostać zaraz po tym, jak Wisła odpadła w eliminacjach Ligi Mistrzów z Levadią Tallin. W związku z prawdopodobną rychłą nominacją dla Majewskiego Smuda rozpoczyna dziś rozmowy z... Polonią Warszawa. "Franz" spotka się w Warszawie z właścicielem klubu Józefem Wojciechowskim i jego najbliższym obecnie doradcą Michałem Listkiewiczem.

Reklama

Były prezes PZPN, który zawsze deklarował, że zatrudni kiedyś w roli trenera Franciszka Smudę, nie doczekał takiej możliwości jako szef związku, ale uda mu się to zapewne w roli prezesa Polonii (niebawem obejmie oficjalnie tę funkcję). To właśnie Listkiewicz zadzwonił do Smudy z propozycją pracy i on będzie negocjował jego kontrakt.

Smuda nauczony doświadczeniami poprzednich trenerów zatrudnianych przez Wojciechowskiego (byli zmieniani jak rękawiczki) postawi twarde warunki. Chce mieć pełną suwerenność w prowadzeniu drużyny i dobieraniu zawodników. W kontrakcie znajdzie się też klauzula, że umowa może być w każdej chwili rozwiązana, jeśli Smuda otrzyma propozycję z Bundesligi lub objęcia reprezentacji Polski (to wciąż jego dwa niespełnione marzenia).

Będzie to też z pewnością najwyższy kontrakt trenerski, jaki podpisze Wojciechowski. Smuda słynie z wysokich wymagań - jego poprzedni klub Lech Poznań, mimo oficjalnego dementi, wciąż zalega mu z wypłatą 400 tys. zł (wczoraj wpłynęła na konto Smudy część długu - 100 tys. zł). Jeśli strony dojdą do porozumienia, obecny trener Polonii Jacek Grembocki pożegna się z klubem po rewanżowym meczu z NAC Breda (jutro w Holandii), a nowy szkoleniowiec poprowadzi Polonię już w najbliższy weekend w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław.

Reklama

Co zdecydowało, że Smuda stracił szansę na schedę po Beenhakkerze? Wtajemniczeni twierdzą, że tak naprawdę to jej nie miał, a wpływowi działacze PZPN wymieniali jego kandydaturę dla zamydlenia oczu. Po wielu miesiącach upokorzeń ze strony krnąbrnego i niepoddającego się presji Beenhakkera szefowie związku chcą mieć wreszcie na stanowisku selekcjonera człowieka pokornego, który będzie do dyspozycji, nie odmówi składania raportów i będzie konsultował swoje decyzje. Jednym słowem potrzebują takiego trenera, dzięki któremu znów będą mogli czuć się ważni.

Majewski spełnia te kryteria choćby dlatego, że jest członkiem zarządu PZPN. Jego kandydaturę poparli Antoni Piechniczek i Jerzy Engel. Prezes Lato porozumiał się w tej sprawie także podczas niedawnego zgrupowania w RPA z szefem firmy Sport Five Andrzejem Placzyńskim. Właściciel praw telewizyjnych i marketingowych do reprezentacji upierał się wcześniej, aby przywrócić dla kadry Pawła Janasa.

Powierzenie Majewskiemu prowadzenia sztucznie utworzonej reprezentacji do lat 23 ma być dla niego poligonem doświadczalnym, na którym będzie się przyzwyczajać do objęcia pierwszej drużyny. Jeżeli Beenhakker zawali eliminacje, to Majewski przejmie ją już za kilka miesięcy, a jeśli wywalczy awans, to dopiero po mundialu. Żadnego innego sensu powoływanie takiej drużyny by nie miało. Uzdolnieni zawodnicy, którzy mają po 18, 19 lat, grają przecież w drużynie U-21. Starsi bez pośrednich rozwiązań trafiają natomiast do pierwszej reprezentacji.

Choć dzięki temu, że jesteśmy organizatorem następnych mistrzostw Europy, nie będziemy musieli występować w kolejnych eliminacjach i teoretycznie z poszukiwaniami nowego trenera nie trzeba się spieszyć, to gra jest jednak warta świeczki. Chodzi o gigantyczne pieniądze, które można zarobić na organizowaniu spotkań towarzyskich i zgrupowań przez 30 miesięcy. Firma Sport Five, która w nie do końca jasnych okolicznościach wykupiła prawa telewizyjne i marketingowe do polskiej reprezentacji na najbliższych 10 lat, będzie naciskać, aby tych spotkań było jak najwięcej. Mający ogromne wpływy w polskiej piłce jej szef Andrzej Placzyński też wolałby, aby nowy selekcjoner nie kręcił nosem, tylko chciał grać i grać. I w tym przypadku Majewski sprawdzi się znakomicie, a nasza drużyna narodowa ma szansę trafić do księgi rekordów jako najczęściej występujący zespół na świecie.