Łatwo pokonał pan lidera ekstraklasy BOT GKS Bełchatów, choć stosuje pan w Cracovii dość archaiczny styl z trzema obrońcami...

Wcale nie taki staromodny. Jest sporo dobrych zespołów w Europie, które tak grają. To jest moja odpowiedź na styl większości zespołów w polskiej ekstraklasie. Najczęściej wystawiają one jednego, góra dwóch napastników. Po co w takim razie aż czterech obrońców? Wolę jednego zawodnika więcej wystawić w środkowej linii. I to jest nasza siła.



W lidze jest teraz moda na zespoły, które dawniej przez lata były średniakami. Bełchatów, Zagłębie, Kolporter walczą o mistrzostwo zamiast Legii i Wisły. Nie było szans, aby i Cracovia włączyła się do tej rywalizacji?

Będzie na to szansa w przyszłym sezonie, jeśli uda nam się ściągnąć dwóch dobrych zawodników. Ale nie takich na ławkę rezerwowych, bo zdolnej młodzieży mamy w Krakowie sporo. Przypomnę, że Cracovię objąłem, kiedy miała dziewięć punktów w dziewięciu meczach. Uczę tych chłopaków krok po kroku i robią postępy. Alfabetu nie da się opanować na wyrywki. Niby futbol to prosta gra, ale jednocześnie bardzo skomplikowana. Już sam fakt połączenia jedenastu zawodników w jakąś sensowną całość jest sztuką.



Musi się pan zatem cieszyć wielkim zaufaniem prezesa Filipiaka, skoro ma pan czas na taką edukację od podstaw.

Kontrakt mam na półtora roku, ale jego długość nie ma żadnego znaczenia. Jak pracodawca nie będzie ze mnie zadowolony, zwolni mnie wcześniej, a jak odwrotnie, przedłuży umowę. Nigdy nie narzekam na trenerski los i krótki czas, jaki dostajemy od prezesów. Zawszę czuję się komfortowo w pracy. Jak się boisz zwolnienia, to nic nie osiągniesz, jesteś zablokowany.



Zmienił pan warsztat pracy, czy nadal piłkarze muszą u pana chodzić jak w zegarku?

Z piłką jest jak ze szkołą. Dyscyplina to podstawa. Trening przypomina lekcję. Jak na lekcji panuje cisza, to znaczy, że uczniowie uważają, wiedza wchodzi im do głowy i mają szacunek dla nauczyciela.



Może się go po prostu boją, a później obmawiają na przerwach.


A niech obmawiają. Od tego są przerwy.



Wciąż stosuje pan kary finansowe za każde przewinienie?


Tak, ale nie zabieram im nic z pensji. Zawsze te pieniądze z kar są wydawane na potrzeby drużyny.



Ile za przyjście na stołówkę w koszulce innego koloru niż reszta?


Nie pamiętam. Ale to nie jest nic dziwnego. W Bayernie Monachium też są takie zasady.



A słynna kara, którą nałożył pan kiedyś na zawodnika Amiki za przyjście w klapkach, obowiązuje także w Cracovii?


Te klapki to prasa rozdmuchała. Ale rzeczywiście nie pozwalam na chodzenie po hotelu w klapkach. Ze względów estetycznych i bezpieczeństwa. Widziałem kiedyś, jak facet złamał nogę w kostce, bo mokra stopa wyślizgnęła mu się z klapka na hotelowych schodach.



Marcin Bojarski odważnie powiedział w telewizji, że mu się takie karanie nie podoba.

Ma do tego prawo. Narzeka, bo akurat musiał zapłacić największą sumę.



Za co?

Nie powiem, ale nie była to największa kwota w taryfikatorze. Taka jest wpisana za niesubordynację. Ale nie róbcie ze mnie jakiegoś zamordysty. Zna mnie pan, lubię się pośmiać, pożartować...



Traktowano pana kiedyś jak oszołoma, kiedy niemal po każdym meczu miał pan pretensje do sędziów. Po serii aresztowań arbitrów ma pan satysfakcję?

Wie pan, ile razy byłem wzywany przez Wydział Dyscypliny i musiałem się tłumaczyć, płacić kary? Przyjechałem do Polski po dłuższym pobycie w Niemczech i nie bardzo wiedziałem, o co chodzi. Najbardziej szlag mnie trafił, jak w 2004 roku w meczu z Wisłą Kraków skręcił nas sędzia i straciliśmy z Amiką historyczną szansę na mistrzostwo Polski.



Podobno w pierwszej lidze jest obecnie tylko trzech sędziów, którymi nie interesuje się wrocławska prokuratura.

Chciałbym wiedzieć, którzy to. W przyszłym sezonie trzeba by dobrać do nich kilku innych uczciwych i z góry ustalić, które mecze będą sędziować. Pełna jawność od początku do końca.



Leo Beenhakker wynajduje w polskiej lidze coraz to nowych utalentowanych zawodników, którym daje szansę w kadrze. Akurat w Cracovii nie interesuje się nikim. Nie ma pan kogo polecić?

Jak tak dalej będziemy grali jak w meczu z Bełchatowem, to Holender zwróci uwagę i na nas. Zawsze powtarzałem, że wart sprawdzenia w kadrze jest defensywny pomocnik Arkadiusz Baran.



Cracovii w tym sezonie nie grożą ani puchary, ani degradacja. Jak pan znajdzie motywację na dziewięć pozostałych kolejek?

Jak pan widział, w ostatnim meczu jakoś się udało. Ale na pewno trudniej będzie o motywację w meczu z Górnikiem Zabrze niż z liderem.



W 1923 roku Barcelona zatrudniła trenera Cracovii Węgra Imre Pozsonyia. Kiedy jakimś trenerem z polskiej ligi zainteresuje się poważny zagraniczny klub?

Teraz na świecie trenerzy mają wpływowych menedżerów. Bez nich nie ma szans na znalezienie pracy za granicą. Myślę, że w 1923 roku było o to łatwiej.

















































































Reklama