Chociaż ostatni raz legioniści wygrali w Krakowie 17 maja 1997 roku, konfrontacja z Wisłą nie wywołuje u nich strachu. "Nie żyjemy historią. Jesteśmy optymistami przed tym spotkaniem" - zapowiada trener Jacek Zieliński. "Zostawimy na boisku serce i zobaczymy, co będzie" - dodaje szkoleniowiec mistrzów Polski. I zapowiada, że w składzie jego drużyny nie będzie taktycznej rewolucji.

Reklama

Największy problem - i to w obydwu zespołach - jest z kontuzjami. Na kilka dni przed meczem zwłaszcza sytuacja w Wiśle przypominała prawdziwy szpital. Trener krakowian Kazimierz Moskal nie będzie mógł skorzystać z usług m.in. Jakuba Błaszczykowskiego, Radosława Sobolewskiego czy Nikoli Mijailovicia. Ten ostatni nie zagra w meczu z Legią tylko przez własną głupotę. Na wtorkowym treningu zwyzywał Marcina Baszczyńskiego i samowolnie opuścił zajęcia. Za karę został natychmiast przesunięty do rezerw.

Sen z powiek trenera Zielińskiego spędza z kolei kontuzja Dicksona Choto. Filar stołecznej obrony odniósł uraz w niedawnym meczu z Koroną Kielce odniósł kontuzję i opuścił boisko już w przerwie. Jego uraz jest na tyle poważny, że wciąż nie wiadomo, czy w ogóle pojedzie do Krakowa. W szeregach legionistów na pewno zabraknie Bartłomieja Grzelaka i Marcina Burkhardta, a jedynie na ławce rezerwowych zasiądą Brazylijczycy Edson da Silva i Junior.

Stawka piątkowego meczu jest dla obydwu drużyn olbrzymia. Legia, która ostatnie trzy spotkania wygrała po 3:0, walczy o podtrzymanie udanej passy. Ale nie tylko. Jeśli mistrzowie Polski przywiozą spod Wawelu komplet punktów, rozpędzą się do tego stopnia, że ciężko będzie komukolwiek ich zatrzymać. A to oznacza, że losy mistrzostwa Polski mogą się ważyć do ostatniej kolejki. Wisła, która praktycznie straciła już szansę na występ w europejskich pucharach, gra o podtrzymanie nadziei na wysokie miejsce i odzyskanie zaufania kibiców.

Reklama