"Ale wtedy się bawiliśmy! Na całego. Weselny wodzirej poprosił mnie o to, żebym zaśpiewał, a wtedy podbiegł Czesiek i wyrwał mikrofon. Zaraz nucił przebój: <Dziewczyny, które mam na myśli...>, a wraz z nim cała sala" - opowiada "Faktowi" Cecherz.

Reklama

Obaj panowie znają się już kilka dobrych lat. Zaczęło się w Bałtyku Gdynia, do którego 18-letni wtedy Cecherz przyjechał z rodzinnych Koluszek. "Rywalizowałem z Czesiem o miejsce w bramce, lecz nie miałem żadnych szans. Poza boiskiem trzymaliśmy się jednak razem, zresztą przez kilka miesięcy on mieszkał u mnie w Sopocie" - mówi trener płocczan.

Cecherz i Michniewicz uwielbiali żarty. "Byliśmy wariatami, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. O naszych wybrykach alkoholowych nie ma co opowiadać, bo jeszcze przeczytają to nasze żony" - ucina temat Cecherz.

Kiedy kariera trenerska Michniewicza ruszyła z kopyta, Cecherz został z tyłu. "Zacząłem wcześnie, bo mając 23 lata prowadziłem czwartoligowy KKS Koluszki. Zawodnicy byli dużo starsi ode mnie, ale potrafiłem trzymać zespół w ryzach. Oczywiście miałem też momenty zwątpienia. Jak chociażby trzy lata temu, kiedy Cecherz był dyrektorem hali sportowej w Koluszkach, a ekstraklasę mógł oglądać co najwyżej w telewizji. Ale zawsze wierzyłem, że kiedyś dostanę szansę w pierwszej lidze" - zapewnia Michniewicz.

Reklama

Od tygodnia Cecherz jest pierwszym trenerem Wisły. Zastąpił Josefa Csaplara, który ma być dyrektorem sportowym płockiego klubu. "Tak wyszło, że w moim ligowym debiucie zagram z drużbą. No cóż, życie. Kiedy &bdquo;Michnia” odnosił sukcesy, kibicowałem mu z całych sił, choć też trochę... zazdrościłem. Teraz chciałbym, żeby po meczu Wisły z Zagłębiem to Czesiek mi zazdrościł" - wierzy Cecherz.