Sobczak to jeden z wielu niespełnionych talentów polskiego futbolu. Zabłysnął w reprezentacji olimpijskiej, m.in. strzelając gola w meczu z Anglią (3:1). Już w wieku 21 lat trafił do Austrii Wiedeń. "To był błąd. Wszystko stało się za wcześnie. Byłem młody, zacząłem zarabiać duże pieniądze, trochę się pogubiłem. Raz kasyno, raz dyskoteka i tak na zmianę" - wspomina piłkarz.

Reklama

Przez rozrywkowy styl życia coraz rzadziej błyszczał na boisku. W żadnym zespole nie mógł dłużej zagrzać miejsca. Zaliczył ich dziesięć. Latem rękę do zawodnika wyciągnęła Wisła Płock. "To był strzał w dziesiątkę" - mówi "Faktowi" były prezes klubu Krzysztof Dmoszyński. "Paweł dorósł i się ustatkował. Wygrał walkę z hazardem i zaczął grać na miarę swoich możliwości" - dodaje Dmoszyński.

Te zaprezentował w lipcowym finale Pucharu Polski w Warszawie, w którym płocczanie ograli Legię (2:1). Kolejnego gola dołożył w lidze i zaczęto już mówić o przełomie w jego karierze. Niestety, Sobczak wygrywał pojedynki z obrońcami, ale coraz częściej zaczynał przegrywać z bólami kręgosłupa.

Po raz ostatni w pierwszym składzie wybiegł na boisko we wrześniu. Później zaliczył jeszcze dwa kilkuminutowe występy. Szansą na powrót do pełnej sprawności jest operacja. "Paweł boi się jej poddać, bo ryzyko jest bardzo duże. Gdyby się nie udała, może przecież trafić na wózek inwalidzki" - współczuje piłkarzowi Dmoszyński.

Reklama

Sobczak trenuje indywidualnie i wierzy, że wróci jeszcze na boisko. "Nie będę się użalał nad sobą. Co ma być to będzie" - twierdzi w "Fakcie" zawodnik.