"Co z tego, że zagrałem kolejny doskonały mecz? Selekcjoner i tak go pewnie nie oglądał. Jak znam tego człowieka, to był w tym czasie zajęty oglądaniem jakiegoś dokumentu na Discovery Chanel" - w taki sposób aspirujący do gry w bramce reprezentacji Anglii David James z Portsmouth naśmiewał się ostatnio w mediach z trenera Steve McClarena.

Reklama

To jedna z setek złośliwych wypowiedzi, jakie padły pod adresem tego szkoleniowca odkąd 1 sierpnia 2006 roku. rozpoczął pracę. Zapewne w najbliższych tygodniach prasa i zawodnicy będą go krytykować jeszcze zajadlej. W końcu sugerujący się ich słowami działacze uznają Steve'a za fajtłapę i zwolnią go lub też on sam nie wytrzyma presji i złoży dymisję.

Skąd pewność, że tak się stanie? Bo w taki sam sposób, z opinią przegranych, znienawidzonych przez ogół nieudaczników, swoją przygodę z reprezentacją kończyli wszyscy angielscy selekcjonerzy od 1990 roku. "Bycie trenerem naszej kadry to najbardziej prestiżowa, ale i najbardziej przeklęta fucha w piłkarskim świecie" - uważa sławny piłkarz Gary Linker i ma... stuprocentową rację.

Lipiec 1990 roku, londyńskie lotnisko Heathrow. 100 tysięcy ubranych w narodowe barwy kibiców czeka na drużynę, która podczas mundialu we Włoszech zajęła czwarte miejsce. Mimo że Anglicy wracają bez medalu, fani witają ich entuzjastycznie: "Kochamy wasz radosny styl gry" - pisze "The Sun". Świąteczną atmosferę psuje wiadomość, że trener Bobby Robson rezygnuje z posady. "Po ośmiu latach pracy potrzebuje odpoczynku" - mówi. Jego następca zostaje Graham Taylor. Biedak nie wie, że jest tym, który rozpoczyna "klątwę selekcjonerów"...

Reklama

A miało być tak pięknie - Taylor miał wszelkie dane, by odnieść sukces w nowej pracy. Gruntowne wykształcenie - już w wieku 21 lat mógł pochwalić się dyplomem trenerskim pierwszej klasy. Niezbędne doświadczenie - doprowadził Watford z III ligi do wicemistrzostwa kraju. Umiejętność rozmowy z ludźmi: "To on pokazał mi, że moje życie brnie donikąd. Gdyby nie spotkania z Grahamem, byłbym skończonym alkoholikiem" - powiedział kiedyś jego przyjaciel, a zarazem były właściciel Watfordu, sławny Elton John.

Zacny Taylor miał więc być, jak pisała prasa, "lekiem na całe zło". A okazał się, to też słowa dziennikarzy, "trucizną". "To kapuściany głąb" - napisał o nim w 1992 r. "The Sun". Słowa te zostały okraszone odpowiednim fotomontażem - zamiast głowy Graham miał na zdjęciu kapustę. Naród znienawidził go za dwie rzeczy - fatalną grę w Euro 1992, w których Anglia nie wyszła nawet z grupy, a także za to, że podczas tego turnieju Taylor ośmielił się zdjąć Linekera, w trakcie jego ostatniego meczu w kadrze, w 62. minucie meczu ze Szwecją. Tym samym odebrał mu szansę na pobicie rekordu strzeleckiego Bobby'ego Charltona. Gary zdobył w kadrze 48 bramek, jego wielki poprzednik o jedną więcej...

Krytyka, jakiej poddano Taylora, była jednak niczym w porównaniu z tym, co spotkało prowadzącego kadrę w latach 1996-99 Glenna Hoddle'a. Byłemu gwiazdorowi m.in Monaco dostało się nawet od premiera Tony'ego Blaira, który nazwał go prawdziwym dziwakiem. Dlaczego tak bardzo go znienawidzono? Przecież z Anglią miał imponujący odsetek zwycięstw, 60, 71 % - tylko sławny sir Alf Ramsey legitymuje się lepszym bilansem.

Reklama

W przypadku Hoddle'a powodem niechęci były kwestie pozasportowe. Otóż w wywiadzie dla "Timesa" Glenn wyjawił, że jego zdaniem ludzie upoledzeni... cierpią za grzechy, jakich dokonali w poprzednim wcieleniu. Do takiej opinii przekonała go Eileen Drewery, przewodnik duchowy. Była ona tak ważną postacią w życiu Hoddle'a, że selekcjoner zapraszał ją na przedmeczowe odprawy, podczas których zmuszała zawodników do medytacji.

Kontrowersyjne poglądy trenera nie mogły nie zostać zauważone. W sondzie telewizji BBC aż 85 procent obywateli domagało się jego dymisji, do której zresztą doszło w kilka tygodni po opublikowaniu wspomnianej rozmowy.

Skandalizujący tekst w prasie był też przyczyną dymisji Svena-Gorana Erikssona. W artykule gazety "News of the World" opisano dokładnie jak Szwed był gotów rzucić posadę dla wielomilionowego kontraktu, jaki oferował mu tajemniczy arabski właściciel Aston Villi. Owym szejkiem był jednak nie kto inny, jak... dziennikarz gazety. "Nie chcemy tego psa na pieniądze" - pisali potem na forach internetowych kibice.

Eriksson musiał odejść, mimo że pod jego opieką kadra radziła sobie co najmniej dobrze. Przez 5,5 roku rządów Skandynawa reprezentacja przegrała tylko cztery spotkania, odniosła też jedno z najbardziej spektakularnych zwycięstw w historii - pokonała Niemców aż 5:1, i to na wyjeździe. "Po tym, jak mnie zdymisjonowano, poczułem ulgę. Wreszcie nie ma mnie na pierwszych stronach gazet, paparazzi nie śledzą każdego mojego ruchu" - powiedział Szwed.

Nic dziwnego, że po takim wyznaniu żaden znany zagraniczny trener nie palił się, by zostać jego następcą. Angielskiej federacji odmówili ponoć Luiz Felipe Scolari, a także Marcelo Lippi. Mimo że oferowano im 5,5 mln euro rocznie, wybrali prywatność.

Kto będzie następcą wspomnianego na początku McClarena? Prasa nie ma wątpliwości: Jose Mourinho. Tylko on jest na tyle bezczelny i odporny, by wytrzymać nieustanne ataki mediów, do których przyzwyczaił się już podczas pracy w Chelsea. Pytany o możliwość poprowadzenia reprezentacji Albionu, Portugalczyk tylko się uśmiecha i mówi kokieteryjnie dziennikarzom: "Byłoby to olbrzymie wyzwanie. I dla mnie, i dla was... "