Celtic już dawno zapewnił sobie mistrzostwo Szkocji, a jego bramkarz wciąż nie schodzi z pierwszych stron gazet. Tym razem biegał pan przed kibicami Glasgow Rangers z flagą z napisem: "Celtic mistrzem 2007". Na fanów na Ibrox Park działało to jak płachta na byka. Federacja chce pana ukarać za prowokowanie.
Nie był to z mojej strony żaden gest Kozakiewicza. Nie planowałem tego. Któryś z naszych kibiców rzucił mi z trybun tę flagę. Flagi się nie wyrzuca. To było absolutnie spontaniczne zachowanie. Ja nigdy nie kalkuluję, cieszyłem się z tego mistrzostwa i tyle.

Szkocka prasa brukowa powołując się na policyjne źródła, twierdzi, że dla własnego bezpieczeństwa lepiej by było, gdyby opuścił pan Glasgow.
Mam w nosie to, co o mnie piszą i mówią. Robię swoje, staram się jak najlepiej grać w piłkę. Utożsamiam się z klubem, w którym występuję. Co w tym dziwnego?

Glasgow jest podzielone na protestantów i katolików. Może akurat w tym miejscu wygodniej byłoby nie stawać się sztandarową postacią jednej ze stron...

Może i tak, ale nie mam zamiaru udawać kogoś innego, niż jestem. Okazuję uczucia. Kibicuję Legii Warszawa, gram dla Celticu. Nigdy nie pójdę do klubu, którego nie lubię. Za żadne pieniądze.

Figo przechodził z Barcelony do Realu, Vieri z Interu do Milanu, Dziekanowski z Widzewa do Legii. Piłkarze z reguły nie dbają o nazwę klubu, ale o to, jakie mają w danym miejscu warunki do gry.
Tyle że ja nie jestem Figo, Vieri ani Dziekanowski. Nazywam się Artur Boruc.

Gdyby miał pan do wyboru zagrać z Glasgow Rangers albo zmienić zawód?
Bez wahania zmieniłbym zawód. Trudno, nie muszę przecież być piłkarzem. Zostałbym trenerem albo poszedł do normalnej pracy, aby utrzymać rodzinę.

Jakiej normalnej pracy?
Choćby fizycznej. Miliony ludzi haruje od rana do wieczora. Ja też bym dał radę, nie zawsze w życiu mi się przelewało. Twardo stąpam po ziemi. Wiem, że do luksusu nie można się przyzwyczajać.

Mówi to pan w momencie, kiedy idzie w górę, robi karierę, gra w Lidze Mistrzów. Teraz jest pan skromny, a wielu było takich, którzy twierdzili, że w czasach gry w Legii odbiła panu sodówka...
Czas nas uczy pokory. Rzeczywiście delikatnie sodówka odbiła mi w Warszawie. W momencie kiedy przyszedłem do Legii, poczułem się mocny. Trochę mnie to zmanierowało. Może ludzie odbierali moje zachowanie jako aroganckie.

Ale wcale pan taki nie jest...
Pewnie, że nie. Wystarczy do mnie podejść i porozmawiać. Z każdym pogadam, bo ja bardzo lubię ludzi.

Z wyjątkiem dziennikarzy?

Czy ja wiem? Was też lubię, przecież jesteście czwartą władzą. Was po prostu nie wolno nie lubić.























Reklama