Jeszcze niedawno wieszano na was psy, teraz macie całkiem niezłą passę i włączyliście się do walki o trzecie miejsce.
Passa? Poczekajmy... Trzy mecze jeszcze do końca. Po co za wcześnie się chwalić.

Bo wygląda na to, że w Poznaniu, jak się pan sam nie pochwali, to nikt inny tego nie zrobi.

Ale ja nie chcę się chwalić, mnie to jest niepotrzebne. Na razie nic nie osiągnąłem, dopiero chce to zrobić. I jak ktoś będzie miał cierpliwość, to to zrobię. Jak nie, to nie. W jednej minucie nie można wszystkiego osiągnąć.

Ostatnimi wynikami zdobył pan trochę czasu?

Cierpliwości nie ma dalej. Żaden kibic, żaden działacz nie ma cierpliwości. U nas ciągle jest wariactwo, a nie tak jak w Niemczech, gdzie drużyna przegrywa pięć czy sześć meczów z rzędu i nie świadczy to o tym, że trener nagle okazał się głąbem. W Polsce dają ci dzisiaj klub i liczą, że następnego dnia go oddasz jako mistrza Polski. A jeszcze dzień później powinieneś być w Lidze Mistrzów... Uczmy się od najlepszych. W Madrycie białe chusteczki wyjmowali, żeby pożegnać Capello, a za chwilę będą świętowali pierwsze miejsce. I co z tymi chusteczkami teraz zrobią?

Smuda jak Capello?
Dajcie spokój. Po prostu mówię, że ktoś tam wytrzymał ciśnienie i to się opłaciło. Prosty przykład! W Lechu trzeba było wszystko poznać, zorganizować... Nasz składak ma dopiero rok. Dwóch znanych trenerów było u nas na meczach i powiedzieli mi, że przypuszczali, iż będziemy bronić się przed spadkiem. Trochę przesadzili, ale to pokazuje, że praca, której się podjąłem, nie jest łatwizną.

Trzecie lub czwarte miejsce uznacie za sukces?

Trzecie miejsce to dla mnie porażka. Czwarte? Lepiej się nie przyznawać. Co nie oznacza, że ktokolwiek inny zrobiły z tym zespołem więcej.

Oj, wielu trenerów w Polsce by panu pozazdrościło. Tylu zawodników na pierwszoligowym poziomie.
No i co z tego, że tylu? Bez wzmocnień się nie obędzie. Ci piłkarze, których dostałem, to w większości nie byli zawodnicy wielkiej klasy. Ktoś mówi - ale wziął pan całą Amikę do Lecha! A ja się pytam - dobra, co ta Amica osiągnęła? Muszę przypominać jej wyniki? Kiedyś czytałem, że z dwóch polonezów nie zrobi się mercedesa. Dlatego jeszcze raz podkreślam - to była ciężka praca.

Dla pana szczególnie ciężka, bo co chwilę pana zwalniano.

Na mnie się patrzy i mówi: to jest Franciszek Smuda, on musi wygrać wszystkie mecze. Jak jednego nie wygram, to wyjazd. Zaczyna się wypominanie tego czy tamtego. Inna sprawa, że sam wysoko zawiesiłem sobie poprzeczkę. Widzew, Wisła - wiadomo. Ale wziąłem też Odrę, jak była na szarym końcu, i utrzymałem w lidze. Wziąłem Zagłębie, jak zajmowało ostatnie miejsce w tabeli, i zostawiłem w Pucharze UEFA. Co, gamoń to osiągnął? Tylu ludzi tam było i nie mogli nic zrobić. Edek Klejndinst wziął po mnie tę drużynę i się pyta, co mu radzę. To powiedziałem: Wystaw ten sam skład co ja i daj im piłkę.

W Poznaniu zrobił pan króla strzelców z Piotra Reissa.

Jak przyszedłem, powiedziałem mu: Ty wiesz, że u mnie zawsze rodzą się królowie strzelców. Odpowiedział, że doskonale zdaje sobie z tego sprawę. No bo kilku ich było - Koniarek, Frankowski, Żurawski. Mówił, że marzy mu się ten tytuł oraz mistrzostwo Polski. Pierwsze osiągnięcie już w zasadzie sobie zaklepał, drugie zostaje na przyszły sezon.

Zostaje pan w Lechu na przyszły sezon? Mówi się, że mógłby pan zostać trenerem Kolportera.

Czytam, że Klicki chciałby zatrudnić cudzoziemca. Tak sobie myślę, niech od razu zadzwoni do Cupiała, bo ten ich miał najwięcej. Jugola, Rumuna, Czecha, Francuza, międzynarodowego Engela. I co tam teraz się dzieje? Wisła grała, dopóki był tam zespół zrobiony przeze mnie. Żurawski, Kosowski, Baszczyński, Frankowski i tak dalej. Posprowadzałem tych chłopaków i potem już hulało.

Jest coś w tym, że zbudował pan nazwisko Kasperczakowi.
Tak. I jeszcze mu zespół super przygotowałem. On potem nasprowadzał sobie tych Kanadyjczyków, Francuzów, różnych Murzynów. Jak moi piłkarze odeszli, to się zespół skończył.

O Kasperczaku wspomina się jako o trenerze Legii lub Lecha.
Zaraz mu ustępuję miejsca.

Proszę nie drwić.
Nie drwię. Wielki fachowiec, francuski trener. Proszę bardzo, od razu.

Pan nie lubi, gdy ktoś przychodzi z zagranicy. A przecież naszym szkoleniowcom świat odjechał.
Kasa nam odjechała, a nie świat. A takim Holendrom wjechała. I efekt taki, że gdy mnie proponowano posadę selekcjonera, to miałem zarabiać 40 tysięcy złotych miesięcznie. A Beenhakker, bo z zagranicy, dostaje 200 tysięcy. Za tyle też mógłbym chodzić z rękami w kieszeni i zapuścić włosy. Traktowani jesteśmy na świecie jako drugi rzut, uboczny efekt komuny. I to się nie zmieni, dopóki sami nie zaczniemy się szanować.






























Reklama