Jest więc o co walczyć. "Dokładnie 8 grudnia zeszłego roku założyłem się z moim znajomym, że przez rok nie wypiję żadnego alkoholu. Jak wpadłem na ten pomysł? Po prostu popiliśmy sobie razem z kumplem, a ja wymyśliłem, że przez rok nie piję" - opowiada "Wiśnia".

Reklama

I jest pewien, że za niespełna pół roku to on skasuje grubą wygraną. "Opłaca się nie pić. Już raz wygrałem taki zakład. Wytrzymałem, nie piłem przez równy rok, a za to dostałem sześć tysięcy złotych. Teraz stawka jest jeszcze większa" - chwali się piłkarz.

Jednak przy tego typu zakładach pojawia się pewien problem. Skąd kolega Wiśni ma wiedzieć, że ten nie popija po kryjomu, będąc na wczasach w Mielnie? "To jest kwestia honoru. I ja i mój kolega jesteśmy <chłopy z Sośnicy>, a tam słowo jest ważniejsze od pieniędzy. Tak więc nad morzem siedzę sobie z żoną Dorotą i ona popija piwko z soczkiem, a ja colę" - wyjaśnia charyzmatyczny piłkarz. I zdradza, co jest jego największym nałogiem. "To cola. Bez niej nie mogę żyć".

Zawodnik Pasów widzi same plusy swojej abstynencji. "Przede wszystkim cieszę się, że nie muszę nadużywać, a przy okazji na tym zarobię. Poza tym jestem kierowcą dla moich znajomych i rodziny. Bardzo się z tego cieszą i dzwonią do mnie, jak popiją" - opowiada "Faktowi".

Reklama

Jednak nie wszyscy są zadowoleni z nietypowego zakładu Jacka. To koledzy z drużyny. Podczas wspólnego powrotu autokarem z Łodzi cała drużyna świętowała zajęcie czwartego miejsca. Wszyscy piłkarze wypili piwko albo dwa, tylko jeden "Wiśnia" siedział i sączył soczek. "Koledzy mówią, że kto nie pije, ten kapuje" - mówi z uśmiechem Jacek, ale nie przejmuje się tymi docinkami. W końcu zakład to sprawa honoru.

To nie pierwszy przykład zamiłowania Jacka do niecodziennych zakładów. Jakiś czas temu założył się o tysiąc złotych, że wejdzie w koszulce Cracovii do knajpy pełnej kibiców Wisły. Oczywiście zakład wygrał. "Wszedłem do baru, zamówiłem soczek, spokojnie go sobie wypiłem. Wszyscy patrzyli na mnie, ale nikt nie powiedział ani słowa. Potem wyszedłem jak gdyby nigdy nic" - wspomina "Wiśnia".