Na egzotycznych wyspach u wybrzeży Azji na Oceanie Indyjskim byli 9 dni. "Malediwy to bajkowe miejsce na słodkie lenistwo. Na plaży było tak gorąco,
że opalaliśmy się w wodzie, która miała aż 31 stopni. Żona na plaży budowała zamki z piasku" - wspomina "Faktowi" Michał Chałbiński.

Reklama

Najskuteczniejszy napastnik mistrza Polski po urazie głowy miał od lekarzy zakaz nurkowania. Cudowną rafę koralową u wybrzeży Malediwów podziwiał więc z łodzi. Miał także kontakt z rekinami. "To nie były ludojady, tylko małe rekinki, które, jak się weszło do wody, uciekały. Może bały się, że to ja chcę je pożreć" - śmieje się "Chałbi".

Bajka się skończyła podczas powrotu do Polski. Samolot, którym lecieli państwo Chałbińscy, dwa razy spadał w chmurach. "Wszyscy aż krzyknęliśmy. Tak zatrzęsło samolotem, że ludziom napoje wyleciały z rąk. Pierwszy raz przeżyłem tak dramatyczny lot" - opowiada "Faktowi" zawodnik.

Wyjazd na Malediwy kosztował piłkarza Zagłębia przynajmniej kilkanaście tysięcy złotych. Stać go było na to, ponieważ zawodnicy mistrza Polski dostali za złoty medal od KGHM Polska Miedź dwa miliony złotych premii (do podziału na drużynę).

Reklama

Co ciekawe, pół roku temu na Malediwach wypoczywał z żoną Radosław Matusiak i potem podpisał kontrakt w Serie A z Palermo. "Ja na razie nie mam takich ofert. Zostaję w Lubinie i powalczymy o Ligę Mistrzów" - mówi Chałbiński.