W niedzielę rano piłkarze stawili się na lotnisku w Amsterdamie. Stamtąd mieli odlecieć prosto od Kanady. Ale ich lot został odwołany z powodów technicznych. Szefowie polskiej ekipy stwierdzili więc, że nie można tracić czasu i wpadli na pomysł, by polecieć za ocean przez Paryż. Tak też zrobili, ale w stolicy Francji czekała na nich kolejna niemiła niespodzianka. Na lot do Montrealu musieli czekać aż do następnego dnia. Do samolotu wsiedli dopiero w poniedziałek po południu i w Kanadzie byli dopiero pod wieczór - pisze "Przegląd Sportowy".

Reklama

Nasi młodzi zawodnicy na pewno chętnie by odpoczęli po tak męczącej podroży. "Jesteśmy strasznie zmęczeni, ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że mamy jeden dzień straty w przygotowaniach do turnieju" - mówił w niedzielę wieczorem bramkarz Bartosz Białkowski. Jedynym pocieszeniem jest to, że piłkarze nie marnowali czasu w poniedziałek rano, kiedy mieli jeszcze chwilę czasu przed odlotem. Zamiast bezczynnie siedzieć w hotelu - trenowali na boiskach ośrodka Roissy.

Teraz gdy reprezentacja wreszcie jest na miejscu, może rozpocząć treningi pełną parą. Nasza drużyna pierwszy mecz rozegra już w sobotę. I od razu będzie miała ciężkie zadanie, żeby wygrać. Polacy zagrają z naszpikowaną fantastycznymi piłkarzami Brazylią.