Przy al. Unii wszyscy cieszą się z transferu byłego reprezentanta Polski do Górnika Zabrze, że wybaczono mu roztrwonienie pieniędzy na ślubne prezenty dla kolegów z drużyny - pisze "Fakt".

Reklama

Początki Hajty w ŁKS wyglądały pięknie. Obrońca grał bardzo dobrze, zespół wygrywał mecz za meczem. Po zakończeniu rundy jesiennej wybuchła prawdziwa bomba. Piłkarze wyznali, że Hajto pożycza od nich pieniądze i ma problemy z oddaniem. Ten zaprzeczył, klub go poparł i sprawa ucichła.

"Gianni" nie zmienił jednak przyzwyczajeń. W styczniu wziął od kolegów z drużyny pieniądze na zakup telewizorów, które miały być prezentem ślubnym dla Roberta Sieranta i Tarika Cericia. Tłumaczył, że może załatwić odbiorniki po niższej cenie.

Hajto nie wybrał się nawet na ślub Sieranta. Minęło pół roku, a nowożeńcy nadal nie dostali od niego obiecanych prezentów, a ich koledzy z zespołu, którzy zrzucili się na telewizory, nie otrzymali zwrotu pieniędzy. "Tomek początkowo twierdził, że telewizory kupił, tylko że włożył je do bagażnika auta, którym jego żona gdzieś na dłużej wyjechała" - opowiada Bogusław Wyparło. "Nie wiem, co się później z nimi stało, bo przestałem się tą sprawą interesować" - dodaje bramkarz ŁKS.

Reklama

Jak ustalił "Fakt", jeden telewizor Hajto zdobył, gdy w lutym wyrwał się na dzień ze zgrupowania ŁKS w Rewalu. Wpadł wtedy na chwilę do łódzkiego centrum rozrywkowego w Silver Screen i wziął udział w loterii, której główną nagrodą był samochód. "Gianniemu" zabrakło szczęścia i auta nie zdobył, nie wrócił jednak z pustymi rękoma. Wygrał... telewizor! Musiał to być jakiś wypasiony odbiornik, bo Hajto zatrzymał go dla siebie, a o obietnicy danej kolegom zapomniał.

Telwizorów zatem nie ma i pewnie już nie będzie, bo Hajto odszedł z Łódzkiego KS do Górnika Zabrze. Informcja o jego transferze dotarła do zespołu w drodze na mecz sparingowy w Gorzowie Wielkopolskim. W autokarze wybuchła prawdziwa euforia. Piłkarze nie mogli wznosić toastów alkoholem, więc robili to wodą mineralną.

"Jako piłkarza trochę go szkoda, ale nikt w klubie za nim nie płacze. Hajto jako menedżer dał się tu wszystkim mocno we znaki" - mówią anonimowo pracownicy ŁKS. "Teraz niech sobie chłop porządzi w Zabrzu. U nas nikogo już nie nabierze na swoje obietnice" - dodają piłkarze. Też anonimowo, bo lęk przed gniewem "Gianiego" jeszcze w nich mocno tkwi.