Jak to jest z tym transferem do CSKA Moskwa?
W dalszym ciągu nic nie jest podpisane. W sobotę przed południem wróciłem z mistrzostw świata w Kanadzie, a w niedzielę wyjechałem do Niemiec na dwudniowe testy medyczne.

A w dalszym ciągu wchodzą w grę inne kluby? Dużo mówiło i pisało się o Atletico Madryt. Pojawiła się włoska Parma.

Żaden inny klub nie wchodzi w grę. W wtorek, jeżeli oczywiście pozytywnie przejdę badania, lecę do Moskwy. Też czytałem o zainteresowaniu innych drużyn, ale żadnych konkretów nie było. Nikt mi żadnego wyboru nie przedstawiał.

Kiedy dowiedział się pan, że jest możliwość zmiany klubu? Po której bramce, bo to właśnie mistrzostwa U-20 pana wypromowały?
Przez większą część pobytu w Kanadzie byłem odcięty od świata. O zainteresowaniu różnych klubów dowiadywałem się z internetu. Dopiero później skontaktował się ze mną menedżer i powiedział, że jest już niemal dogadany z CSKA Moskwa.

Bardzo był pan zdziwiony, gdy dowiedział się, że będzie kosztował aż 4,2 miliony euro?
Oczywiście. Wiem, że jeszcze nigdy, nikt za piłkarza z polskiej ligi nie wyłożył takiej sumy. Ale czy na sto procent chodzi o taką kwotę jaka pojawiła się w mediach? Tego nie wiem. Na pewno jest to duża satysfakcja.

Nie boi się pan zmęczenia? W tej chwili w Rosji trwa sezon. Pan nie miał właściwie urlopu. Po zakończeniu ligi zaczęły się przygotowania do mistrzostw, a po chwili sam turniej.
Myślę, że dostanę kilka dni wolnego. Przynajmniej mam taką nadzieję, bo faktycznie nawet na mistrzostwach widać było, że jestem zmęczony. Mam także kłopoty z nogą. Jeżeli jednak trener uzna, że jestem niezbędny to zacisnę zęby i będę grał.

Konkurencja w ataku CSKA jest duża.
To prawda. Są tam dwie brazylijskie gwiazdy - Vagner Love i Jo. Obaj to reprezentanci Brazylii. Pierwszy gra w dorosłej kadrze, drugi w młodzieżówce. Ale my jako reprezentacja poradziliśmy już sobie raz z Canarinhos do lat 20. W każdym jednak silnym klubie jest ogromna rywalizacja. Dzięki temu będę na pewno mógł podnieść swoje umiejętności.

A czy wpływ na pana decyzję miał fakt, że Legia została wykluczona z europejskich pucharów, po bandyckim ataku chuliganów w Wilnie?
W ogóle o tym nie myślałem. Jest mi bardzo przykro z tego powodu, że Legia została tak surowo ukarana.

Czego panu będzie najbardziej brakować po wyjeździe z Warszawy?
Wszystkiego! Przez ten okres w Legii zaprzyjaźniłem się z wieloma osobami. W Warszawie miałem już ułożone życie i czułem się znakomicie. Będzie mi też na pewno brakować kontaktu z rodziną.

A jak pan oceni występ Polski w mistrzostwach świata do lat 20?
Na pewno wykonaliśmy plan minimum. Wyszliśmy z szalenie ciężkiej grupy. Nie mieliśmy szczęścia w losowaniu, bo trafiliśmy od razu na Argentynę. Dopóki mieliśmy siły, graliśmy z nimi jak równy z równym. Mieliśmy trzy świetne sytuacje, jedną udało mi się wykorzystać. Później niestety zabrakło koncentracji i straciliśmy głupiego gola.

Trener Michał Globisz bardzo chwalił atmosferę jaka panowała w kadrze.
To prawda, było super. Aż żal tych chłopaków opuszczać. Trener fajnie organizował nam czas wolny. Widzieliśmy wodospad Niagara, bawiliśmy się w lunaparkach. Nikt nikomu do gardeł nie skakał, chociaż byliśmy bardzo długo skazani na swoje towarzystwo.

W reprezentacji widzieliśmy innego Janczyka niż tego z polskiej ligi. Był pan osamotniony w ataku, ale wyraźnie to panu służyło. Brał pan ciężar gry na siebie, dryblował i imponował skutecznością.
Lubię jak trener we mnie wierzy. Taktyka była ustawiona pode mnie, musiałem więc brać odpowiedzialność na siebie.

W Legii takiego komfortu pan nie miał?
Nic takiego nie powiedziałem.

Ale w Legii grał pan znacznie gorzej.
Wiadomo jak to jest z formą, szczególnie, gdy ma się 20 lat. Trudno grać przez cały sezon na wysokim poziomie. Ja już przed tymi mistrzostwami czułem, że jestem w gazie.

Łatwiej się gra przeciwko 20-letnim obrońcom na mistrzostwach świata, czy przeciwko ligowym wyjadaczom?
Trudno powiedzieć. W lidze zawodnicy są obyci, mają doświadczenie i bywa naprawdę ciężko. Ale trudno porównywać 20-letnich Brazylijczyków z piłkarzami, z całym szacunkiem, Odry Wodzisław.

Na końcową ocenę waszego występu trzeba jeszcze poczekać. W piłce młodzieżowej nawet ważniejsze od rezultatu jest to ilu piłkarzy trafi do pierwszej reprezentacji. Mówi się, że pan jest tego najbliższy.
Każdy z nas zagrał na tych mistrzostwach bardzo dobrze. Gdyby nie chłopaki, to i ja bym się nie wybił. Nie czuję, bym jakoś specjalnie się zbliżył do występów w pierwszej drużynie. Nie zrobiłem w końcu niczego takiego nadzwyczajnego. Miałem strzelać bramki i robiłem tylko to, co do mnie należy.

Pan już jednak z Leo Beenhakkerem rozmawiał?
Owszem, udzielił mi kilku bardzo ważnych rad, dotyczących poruszania się po boisku. Wziąłem je sobie do serca. W ogóle wydaje mi się, że podczas tych mistrzostw sporo się nauczyłem. Nabrałem przede wszystkim pewności siebie. Wiele nam też jako zespołowi dała porażka z USA. Wyciągnęliśmy ważne wnioski.

Prasa donosiła, że woli pan przeprowadzić się do Atletico Madryt. I w meczu z Argentyną można było zauważyć, że uczy się pan hiszpańskiego...
To prawda. Nie wytrzymałem nerwowo i powiedziałem do sędziego - puta. To efekt tego, że mieszkałem w pokoju z Krzyśkiem Królem i on nauczył mnie kilku... nazwijmy to podstawowych hiszpańskich zwrotów.















































Reklama