W rozmowie z Przeglądem Sportowym były selekcjoner reprezentacji biało-czerwonych dał do zrozumienia, że gdyby nie pracował w PZPN, otwarcie przyznałby co myśli na temat zastąpienia orła na koszulkach reprezentacji „piłkoptakiem”. "Za rok, jak już nie będę wiceprezesem PZPN, to możemy swobodnie pogadać. Dziś porównałbym siebie do ministra w rządzie Donalda Tuska" - powiedział.

Reklama

Oznacza to, że Piechniczkowi brakuje po prostu odwagi żeby otwarcie przyznać co myśli o działaniach swojego szefa, Grzegorza Laty. Działacz woli jednak kurczowo trzymać się stołka i co miesiąc pobierać z kasy PZPN pensję w wysokości 15 tysięcy złotych i dodatkowo dwa tysiące za każde posiedzenie zarządu. Wygląda na to, że w kwocie zawarta jest cena zachowania milczenia.

>>>Czytaj także: Boniek: Weźcie menażkę i walnijcie się w czaszkę