17 maja 2011 roku kibice demonstrowali przed Podlaskim Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku. Trwała tam wtedy konferencja prasowa poświęcona tematowi zamknięcia białostockiego stadionu na meczach Jagiellonii. Wnioskowała o to policja.

Reklama

Kiedy poznali decyzję klubu o zamknięciu części trybun (zamknięcie części stadionu przez sam klub było kompromisem, wobec możliwej decyzji wojewody o zamknięciu całego obiektu), rozwinęli dwa duże transparenty: "Możecie zamykać nam stadiony, lecz nigdy nie zamkniecie nam ust" oraz "Zamknijcie jeszcze dyskoteki, galerie i szkoły, niech nie będzie niczego". Krzyczeli różne hasła, m.in. pod adresem premiera Tuska ("Donald, matole, twój rząd obalą kibole").

Policja zatrzymała wtedy 43 osoby, postawiono im zarzuty z kodeksu wykroczeń. Karano je mandatami, które część osób przyjęła, ale część odwołała się od tych decyzji.

W czwartek rozpoczęło się sądowe postępowanie wobec 29 obwinionych. Policja zarzuciła im demonstracyjne okazywanie lekceważenia konstytucyjnym organom RP poprzez wykrzykiwanie obraźliwego hasła dotyczącego prezesa Rady Ministrów oraz zakłócanie spokoju i porządku publicznego "krzykiem i hałasem".

Reklama

Jedna osoba ma też zarzut posiadania noża w czasie udziału w zgromadzeniu, inna - zwołania takiego zgromadzenia bez wymaganego zawiadomienia i przewodniczenia temu zgromadzeniu.

W czwartek sąd wysłuchał 19 obwinionych (10 osób nie stawiło się, postępowanie rozpoczęło się bez ich udziału). W kolejnym terminie zeznawać będą świadkowie.

Na wniosek stowarzyszenia kibiców Jagiellonii "Dzieci Białegostoku" w sprawie wypowiedziała się kilka miesięcy temu Helsińska Fundacja Praw Człowieka. W jej ocenie, w przedmiotowej sprawie należy rozważyć, czy "nie doszło do utworzenia się tzw. zgromadzenia spontanicznego".

Reklama

W konsekwencji oznaczałoby to, że grupa kibiców głośno i publicznie wyrażająca negatywną opinię o decyzji dotyczącej zamknięcia części stadionu korzystała z prawa gwarantowanego przez art. 57 Konstytucji - napisano w udostępnionym PAP w czwartek stanowisku Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Fundacja ma też wątpliwości, co do stosowania w tej sytuacji zapisów kodeksu wykroczeń, mówiących o karaniu za zakłócenie spokoju czy porządku publicznego krzykiem czy hałasem, wobec osób zajmujących stanowisko w istotnej dla siebie sprawie.

W ocenie fundacji, takie zachowanie należy uznać nie za bezpodstawne naruszenie porządku publicznego, ale za "przejaw partycypacji obywateli w życiu publicznym".

Przyjęty przez zgromadzonych sposób wyrażenia opinii - skandowanie haseł oraz prezentowanie przygotowanych plakatów - bezpośrednio po wydarzeniu i w reakcji na podjęte decyzje, powinien być w demokratycznym państwie prawa tolerowany - uznała fundacja.