Niewyspany, upaprany, jakby noc spędził gdzieś pod gołym niebem, "Sypa" popijał piwko i wraz z kumplami szukał pieniędzy na następne. "Trzeba k... skombinować dwa złote" - mówili do siebie. Długo się kręcili po osiedlu, żebrząc. W końcu udało im się zdobyć trochę forsy. Sypniewski z kumplem wzięli taksówkę i pojechali do pobliskiego miejskiego ośrodka pomocy społecznej. Po co? Po kasę, na pewno większą niż sami są w stanie wyżebrać - pisze "Fakt".

Reklama

Żule żyją w komunie. Jak któryś dostanie pieniądze w MOPS-ie, to zaraz je wydaje na alkohol dla wszystkich. Dobrze wiedzą, kiedy który ma otrzymać wypłatę. Jak "szczęśliwiec" nie ma siły dotrzeć do MOPS-u o własnych siłach, to inni mu pomagają. Sypniewski, pseudonim "Mongoł", jest szanowaną postacią wśród żuli na Kozinach. Grał w końcu w reprezentacji Polski, w Lidze Mistrzów i walnie przyczynił się do powrotu KS do ekstraklasy. Kiedy był piłkarzem łódzkiej drużyny, pilnował go były zapaśnik Marek J. Nie zawsze z powodzeniem, ale "Sypa" jakoś się trzymał i grał.

Niestety, później Sypniewski wyjechał do Szwecji, gdzie pił i wydawał resztki swoich oszczędności. Wrócił chory i spłukany. Marek J. już mu nie mógł pomóc, bo zniknął. Podobno siedzi w więzieniu w Ameryce Łacińskiej za próbę przemytu narkotyków. "Kumple z bramy są dla mnie najważniejsi" - lubi mówić Sypniewski.

Reklama

Dziecko, narzeczona, rodzice - zeszli na dalszy plan. "Nie żal ci ich?" - nieraz pytali go koledzy z ŁKS, kiedy Igor pił po kątach. "Było, minęło" - odpowiadał i pił coraz więcej.

Igor coraz częściej ma kłopoty z prawem. Dostał wyrok w zawieszeniu za burdę, jaką wywołał podczas wiosennego meczu ŁKS z Lechem. Latem chciał mu pomóc właściciel łódzkiego zespołu Daniel Goszczyński. "Wytrzymam bez alkoholu" - mówił wtedy "Faktowi" Sypniewski. Niestety, nie wytrzymał. Niedawno znowu zatrzymała go policja, bo groził byłej narzeczonej. Pewnie pójdzie za kratki i wyjdzie jeszcze gorszy niż jest teraz. Dla byłego "czarodzieja boisk" nie ma już chyba ratunku.