" Po porażce wielu chciało mnie zabić. Ale nie traktuję tego meczu jako rewanżu. Nie żyję przeszłością. Prawdziwy profesjonalista zawraca sobie głowę tylko najbliższym meczem" - mówi "Faktowi" Beenhakker.

Dzisiaj reprezentacja Polski to zupełnie inna drużyna niż 12 miesięcy temu. Za sprawą Leo z bojaźliwego zespołu, który nie wierzy we własne umiejętności, zmieniliśmy się w drużynę, która nie boi się nikogo. "Teraz coraz więcej ludzi wierzy w ten zespół. Niektórym wydawało się, że można zbudować drużynę w kilka dni. A to wymaga czasu. Ci, którzy myślą inaczej, nie znają się na piłce" - przekonuje selekcjoner.

Reklama

W zespole biało-czerwonych już przed meczem z Portugalią panowała znakomita atmosfera, a po remisie w Lizbonie humory dopisują jeszcze bardziej. Na fali tego entuzjazmu na boisku w Helsinkach może eksplodowa polski dynamit, który zmiecie gospodarzy z powierzchni ziemi. Beenhakker ma co prawda kilka zmartwień - głównie z powodu kontuzji (Bronowicki, Bąk) i kartek (Wasilewski). Jednak nieraz udowodnił, że potrafi znaleźć godnych zastępców - pisze "Fakt".

"Mam już plan. Jestem pewien co do dziesięciu zawodników" - zapewnia Beenhakker. Ta jedna wątpliwość dotyczy środka defensywy. Selekcjoner wciąż waha się pomiędzy Arkadiuszem Głowackim a Przemysławem Kaźmierczakiem. Możemy być jednak spokojni. Przed spotkaniem z Portugalią Leo miał podobne problemy: Głowacki czy Mariusz Jop. I wybrał kapitalnie, bo ten drugi był jednym z najlepszych zawodników polskiej reprezentacji.

Reklama

Dotychczas Finlandia kojarzy się nam z niechlubnymi wydarzeniami z 2001 roku. Wówczas to młodzi polscy piłkarze zostali oskarżeni przez nastoletnią Finkę o gwałt. Ostatecznie główny podejrzany w tej sprawie, Łukasz Mierzejewski, został uniewinniony, ale niesmak pozostał. Jesteśmy pewni, że od dziś Finlandia i Helsinki będą nam się kojarzyć z wielkim sukcesem polskiej piłki - pierwszym awansem do mistrzostw Europy.