Jak powinienem do Pana mówić: Piotr czy Peter?
Oczywiście, że Piotr. Przecież urodziłem się w Polsce, tak mam wpisane w paszporcie. Niemcy chcieli zmienić mi imię na Peter, żeby brzmiało bardziej po niemiecku, ale rodzice się nie zgodzili. I tak już zostało...

Reprezentacja Polski ma problem z dobrym rozgrywającym, a tymczasem pan gra dla Niemców.

Cóż, kiedyś była możliwość bym grał dla Polski, ale to było dawno, dawno temu. Moja matka szukała jakiegoś kontaktu, nawet napisała list do jednej z gazet, by ktoś się mną zainteresował. Ale żadnego odzewu nie było. Tymczasem Niemcy widzieli mnie w swoich kolejnych reprezentacjach do lat 13, 14. Wtedy jeszcze była możliwość bym zagrał dla Polski. Ale żadne pismo nigdy nie nadeszło.

Ale w końcu PZPN się panem zainteresował?

Zgadza się, tyle tylko że miałem już ukończone 17 lat i pewne sukcesy odniesione z Niemcami. Rok wcześniej dostałem od nich paszport i powołanie na mistrzostwa Europy do lat 16. Do tego czasu byłem otwarty na obie reprezentacje, ale uznałem że muszę skorzystać z takiej możliwości. Latami przygotowywałem się do tego, by zagrać w turnieju na takim poziomie. Poza tym żyłem w Niemczech, tu miałem przyjaciół. Czułem się tu dobrze, dlatego nie miałem żadnych wyrzutów.

W reprezentacji trzymacie się z Łukaszem Podolskim i Mirosławem Klose?
Bo tak, jak ja pochodzą z Polski? Raczej nie ma to znaczenia. Ze wszystkimi mam doskonały kontakt. Oczywiście z Łukaszem i Mirkiem też.

Rozmawiacie czasami o tym, że mogliście grać dla Polski?
Nie. Śledzimy losy polskiej reprezentacji, wiemy, że zajmuje pierwsze miejsce. Ale oni też dokonali świadomego wyboru. Łukasz podobnie jak ja, chciał grać o najwyższą stawkę z takimi zespołami jak Hiszpania, Francja, Włochy. On też dorastał w otoczeniu Niemców. Dlatego żaden z nas nie żałuje wyboru. A w przyszłym roku mamy zamiar wspólnie sięgnać po mistrzostwo Europy.

W domu w Hamburgu rozmawiacie po polsku czy po niemiecku?
Rodzice świetnie mówią po niemiecku, ale w domu rozmawiamy tylko po polsku. Poza tym mam jeszcze trzech braci. Z dwoma starszymi, Arkiem i Sławkiem, rozmawiamy po polsku, z najmłodszym Krzysiem już po niemiecku. Większość moich znajomych to Niemcy. Pamiętam jednak, że gdy dwa lata temu graliśmy w Gdyni mecz z Polską młodzieżówką, czułem pewną radość słysząc dookoła język polski.

Niedaleko Gdyni ma pan rodzinę...
Mam dziadków w Chełmnie i Tczewie. Niestety od lat nie miałem okazji ich odwiedzić. Ostatni raz przyjeżdżałem, gdy byłem jeszcze małym chłopcem. Zazwyczaj to rodzina przyjeżdża do nas. Ja też zazwyczaj spędzałem wakacje i święta w Hamburgu. Zwłaszcza, że przez kilka lat grałem w Monachium. Ale jeśli będę miał chwilę, to wybiorę się do Polski na wakacje.

Właśnie, gra w Bayernie to chyba marzenie każdego piłkarza w Niemczech...
No cóż, ja już tam grałem, a więc spełniłem marzenie (śmiech).

No ale teraz jest pan w Hamburgu, nie lepiej było przeczekać trudny czas?

Nie sądzę. Grałem w Bayernie w juniorach i rezerwach i szło mi bardzo dobrze. Zaczęli zabierać mnie na treningi do pierwszej drużyny, wydawało się, że mam przed sobą przyszłość w Bayernie. Zacząłem przebijać się do pierwszego zespołu, zagrałem kilka meczów i wtedy przyszedł trener Ottmar Hitzfeld i odesłał mnie na ławkę. W ciągu dwóch lat zagrałem w Bayernie zaledwie 15 meczów. Dlatego wróciłem do Hamburga.

Nie za szybko się pan zniechęcił?
Dokonałem słusznego wyboru. W Hamburgu mieszkam od piątego roku życia. Znam tu każdy kąt, czuję się tu znakomicie. Zacząłem grać w podstawowym składzie HSV, dostałem powołanie do reprezentacji. I dopiero wtedy Bayern zgłosił się ponownie.

Ale pan wolał przedłużyć kontrakt do 2011 z HSV, który jest raczej przeciętnym klubem.

Nie mogę się z panem zgodzić. Od kiedy wróciłem do HSV zaczęły się moje sukcesy. W klubie sporo się dzieje, od dwóch lat regularnie walczymy o puchary. Graliśmy w Lidze Mistrzów, teraz jesteśmy w Pucharze UEFA. A w tym roku? Nie wiem, to jest nieprzewidywalne. Przecież rok temu mówono, że powalczymy o tytuł, a po kilkunastu kolejkach byliśmy na ostatnim miejscu. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.

Niemcy często porównują pana do Thomasa Haesslera. Odpowiada to panu?

Na pewno miło, gdy porównują cię do tak znakomitych zawodników. Ale nie mogę powiedzieć, że Haessler to mój idol. Jest pewne podobieństwo. Obaj jesteśmy tego samego wzrostu. To tyle. Zresztą ja w ogóle nie miałem wielkich idoli. Podobało mi się jak gra Ronaldinho czy inni zawodnicy. Ale nigdy nie byłem zapatrzony tylko w jedynego piłkarza. Chciałem podpatrywać u wielu i od każdego coś dobrego wyciągnąć.

W Niemczech uważają pana za znakomitego technika. To nie pasuje do niemieckiego wizerunku piłki.
Może kilka lat temu by nie pasowało. Ale dzisiaj jest inaczej. Niemieccy piłkarze to nie są maszyny, czołgi. Dzisiaj niemiecka piłka jest wciąż konsekwentna, ale i doskonała technicznie.

Podczas ostatnich mistrzostw świata w Niemczech Polska straciła bramkę w meczu z gospodarzami w przedostatniej minucie. Było panu chociaż trochę przykro?
Nie. Polska broniła się dzielnie, ale ja kibicowałem Niemcom. Bo ja mówię po polsku, ale jestem Niemcem i Niemcy też traktują mnie jak swojego.


































Reklama