Napastnik Lecha Poznań został czwartym laureatem Pucharu Faktu. Do uczczenia sukcesu zabrakło gola, ale asysta w niedzielnym meczu z Bełchatowem to też coś. "Supersprawa ten wasz puchar. Zrobiło mi się weselej, bo nasza gra ostatnio nic się nie klei. Zresztą sami widzieliście. Czołówka tabeli ucieka... Do faworytów nie należymy. No, ale dziś nie wypada marudzić. A Lech i tak będzie mistrzem" - rozchmurza się "Reksio", legenda poznańskiego klubu.

Na kolację z reporterami "Faktu" zabrał ze sobą syna Adriana. 10-letni blondas zapatrzony w tatę też już gra w Lechu. "W orlikach, trener wystawia mnie na boku pomocy, najczęściej z lewej strony. Zresztą dla mnie nie ma różnicy, którą nogą muszę kopnąć" - chwali się malec. "Adrian czasami boi się jeszcze piłki, jednak jest ambitnym chłopakiem i nie pęka. Zresztą spokojnie synku, tata też kiedyś bał się piłki, a teraz z "Hajtowym" wali się łokciami" - śmieje się zdobywca pucharu.

Adrian jest dumny z ojca, bo w Poznaniu wszyscy wiedzą, że Reiss równa się Lech. "To wielka rzecz być tak utożsamianym z klubem. Cierpi na tym prywatność, ale żona przynajmniej jest spokojna, bo nigdy nie mógłbym pokazać się na mieście z obcą kobietą, bo zaraz ktoś by doniósł. Dopiszcie na wszelki wypadek, że takie pomysły nie chodzą mi po głowie" - śmieje się Reiss.

Gwiazda Lecha kilka razy była o krok od zmiany klubu, co dla fanów Kolejorza jest nie do pomyślenia. "Niedawno ponoć ktoś pytał o mnie z ligi cypryjskiej, ale machnąłem ręką. Lech był mi pisany. Wciąż brakuje jednak mistrzostwa ukochanego Kolejorza. Chętnie poznałbym smak tytułu. Kiedyś była szansa, bo już jechałem do Krakowa podpisać kontrakt z Wisłą, która regularnie wygrywała ligę. Ale nie dojechałem... Później dostałem poważną ofertę od Bełchatowa, ale za niepoważne pieniądze. Tak się jakoś składało, że kluby, do których miałem trafić, zaczynały rządzić w lidze. Byłem niezłym straszakiem..." - żartuje.

Mało kto wie, ale jednym z menedżerów Reissa był ojciec chrzestny polskiej mafii piłkarskiej Ryszard F., czyli "Fryzjer". "Był wtedy menedżerem Amiki Wronki i to on ściągnął mnie do Wronek. Ale na szczęście na tym zakończył się mój kontakt z tym panem" - wspomina. "Wiecie co... Naprawdę cieszę się z tego pucharu. Po pierwsze na taką nagrodę pracuje się cały sezon. Nie zdobędziesz jej jednym pięknym strzałem czy jednym dobrym meczem.







Reklama

Niemal w każdym spotkaniu trzeba dobrze punktować, a to jest sztuka. Dostaję nagrody, wyróżnienia, brakuje tego cholernego mistrzostwa z Lechem. A ja w kółko o tym samym... Ale, zależy mi na tym niesłychanie. Mam nadzieję, że jeśli po tej rundzie nie będziemy tracić za dużo do czołówki, to zimą szefowie klubu zrobią wielkie transfery i powalczymy o "majstra" - mówi z nadzieją.

W końcówce poprzedniego sezonu, gdy lechita strzelał gola za golem, kraj obiegła zaskakująca informacja, że "Reksio" zostanie powołany do reprezentacji Leo Beenhakkera. "Coś było na rzeczy, ale ostatecznie nie wypaliło. Nawet nie wiem z jakich powodów. Kadra to już raczej zamknięty temat. No, może zajdzie potrzeba, by powołać mnie na jakiś jeden konkretny mecz, pod konkretnego rywala... Ale nie przypuszczam" - podsumowuje.