To szokujące słowa, biorąc pod uwagę dorobek Michniewicza w Lubinie - z przeciętnym zespołem zdobył mistrzostwo i Superpuchar Polski. Minęło ledwie kilka miesięcy, a Pietryszyn - wówczas wynoszący Michniewicza pod niebiosa - widzi w nim jedynego winowajcę ostatnich niepowodzeń.

Reklama

Szkoleniowiec nie chce tego komentować. Po spotkaniu z Polonią pojechał do rodzinnej Gdyni, wyłączył oba telefony i bawił się z synami. Jego asystent Rafał Ulatowski stwierdza jednak wprost - "Nie mamy zamiaru podać się do dymisji. Sukcesy są wliczone w sport, ale porażki, nawet te upokarzające, też. Po piątkowym meczu chciałbym usnąć tak mocno, żeby obudzić się dopiero tuż przed następnym spotkaniem". To, że Pietryszyn zwolni Michniewicza jest mało prawdopodobne, ze względu na odszkodowanie, jakie musiałby wypłacić. Szkoleniowiec Zagłębia to najlepiej opłacany trener w ekstraklasie.

Chociaż z drugiej strony, ręka nie zadrżała lubińskiemu prezesowi, gdy Edwardowi Klejndinstowi musiał przelać na konto 600 tysięcy złotych odprawy. Tym razem jednak mowa o jeszcze większych kwotach. Michniewicz opisał to barwnie, mówiąc - "Jeśli ja mam zachować się jak Mourinho, to niech Pietryszyn zachowa się jak Abramowicz". To jasna aluzja - Mourinho dostał 25 milionów funtów za rozwiązanie kontraktu.

Sytuacja jest więc patowa - Pietryszyn może i chciałby zwolnić Michniewicza, ale też boi się tak bardzo nadwyrężać budżet. Poza tym szkoleniowiec ma poparcie rady nadzorczej i jej prezesa Mariusza Bobera. Jeszcze przez jakiś czas w Lubinie powinno zostać zachowane status quo. Gdyby jednak w poniedziałek wydarzyło się w klubie coś niespodziewanego i Michniewicz odszedł, mógłby liczyć na propozycję z Bełchatowa.

Reklama

To doprawdy przedziwne, ale dwaj szkoleniowcy, którzy w poprzednim sezonie zrobili coś z niczego, dziś nie mają komfortu pracy. W pierwszych dziewięciu kolejkach zdobyli czternaście (Michniewicz) i trzynaście (Orest Lenczyk) punktów i to już jest zdaniem niektórych pretekst, by ich zwolnić. O dymisji trenera GKS z każdym dniem jest coraz głośniej - pisze DZIENNIK.

Lenczyk, którego ewentualnie mógłby zastąpić Michniewicz, tak to komentuje - "Spędziłem w Bełchatowie bardzo miłe dwa lata, podczas których razem z prezesem Jerzym Ożogiem sporo osiągnęliśmy. Oczywiście, popełniliśmy też błędy, ale uczyliśmy się od siebie. I były sukcesy. Wie pan, że teraz młodzież bełchatowska jest na turnieju w Rzymie, gdzie pokonała AS Romę? I Woźniaka z Cetnarskim chcą od razu w Italii zatrzymać, a to my ich znaleźliśmy i pozyskaliśmy do Bełchatowa.

Takie inwestycje to jest przyszłość GKS, a tymczasem niektórych interesuje tylko wynik z Legii, na mecz z którą pojechaliśmy bez połowy składu. Gdyby dwa lata temu GKS był tu, gdzie jest teraz, wszysycy byliby zachwyceni. A teraz każe mi się wygrać w Warszawie w takim osłabieniu. Równie dobrze można mi kazać jutro postawić nogę na Księżycu".

Reklama

Obaj trenerzy przed tym sezonem zawarli nowe kontrakty. "Podpisując nową umowę wiedziałem, że w piłce są wzloty i upadki, a forma zespołu jest sinusoidą. Niektórym wydaje się, że jak raz się dobrze skoczy, to leci się potem hen daleko - z Bełchatowa aż na Wembley najlepiej. Może wszyscy oczekiwali, że ten Bełchatów będzie na pierwszym miejscu w tabeli cały czas i zagra o finał Pucharu UEFA. A tak być nie mogło. Zobaczyli działacze jak wygląda profesjonalizm w Dniepropietrowsku. W Bełchatowie też tak może być, bo już teraz, zgodnie z tym co ustaliliśmy sobie przy podpisywaniu nowej umowy, powstają nowe trawiaste i sztuczne boiska. Tak wygląda budowanie" - mówi DZIENNIKOWI Lenczyk.

Michniewicz wypowiada się w podobnym tonie. "Interesuje mnie praca w Lubinie przez następne pięć lat. Powstaje tu piękny stadion, powstanie też piękna drużyna. Na to potrzeba czasu" - twierdzi. Ale od dawna wiadomo, że klubowi działacze rzadko kiedy dają trenerom czas, nieważne jak zasłużonym. Lenczyk chętnie komentuje nie tylko zamieszanie w Bełchatowie, ale i w Lubinie. Mówi - "Jestem po stronie Michniewicza. A prezes Pietryszyn? Cóż, trenerem się jest, a prezesem bywa".