Kiedy Real kupował w lecie Christopha Metzeldera i Pepe, mówiło się, że czas Cannavaro minął...

Tak, tak. Ale ja wciąż tu jestem. To normalne, że tak wielki klub chce mieć szeroki skład. Poza tym przyszedł nowy trener, sprowadza swoich ludzi. Mówiło się, że jestem człowiekiem Fabio Capello, a okazało się, że także Bernd Schuster jest do mnie przywiązany.

Prasa hiszpańska strasznie pana krytykuje, ale wygląda na to, że jest pan w Realu niezastąpiony.
Można tak powiedzieć. Trener ciągle żongluje składem, ale ja gram regularnie. Owszem, zdarzają mi się gorsze mecze, ale to pewnie dlatego, że w każdym meczu mam innych kolegów w obronie. Raz ten, a raz tamten. Trudno się nam zgrać.

Tęskni pan za włoskim stylem gry?

I to bardzo! W Hiszpanii obrońcy nie stoją w jednej linii, za bardzo idą do przodu i odsłaniają swoją bramkę. Ponadto nie można tutaj grać tak zdecydowanie jak w Serie A. Generalnie jest dwa razy ciężej niż we Włoszech, ale mimo to zdobyłem zaufanie trenera.

Może Schuster zasugerował się pana tytułami?
To nie jest tak, że gram za jakieś zasługi. Ja też co tydzień swoją grą muszę potwierdzać, że niezły ze mnie obrońca. Jestem zdyscyplinowany, nie obijam się, nie bujam w obłokach i trener to docenia.

Czym różni się Real Schustera od Realu Capello?
Jeszcze nie jesteśmy taką maszyną, jak pod koniec przygody Włocha z Królewskimi. Nie mamy jeszcze mentalności zwycięzców. Ale to przyjdzie z czasem. Jest kilku piłkarzy, którzy nigdy nie grali w Hiszpanii. Musimy się zgrać.

Tęskni pan za Capello? Włoch był na trybunał Stadio Olimpico podczas waszego meczu z Lazio w Lidze Mistrzów. Komentował spotkanie dla telewizji. Kilka razy o panu wspomniał…

Pewnie nas trochę skrytykował, co? Cóż, Lazio zagrało wspaniale, a my o wiele gorzej niż zazwyczaj. Przyznaję - ten remis był dla nas szczęśliwy, ale Ruud van Nistelrooy powiedział mi po meczu, że pierwsza bramka dla Lazio była dosyć przypadkowa.

To był pana pierwszy występ w ojczyźnie w barwach Realu.
To było wspaniałe i jednocześnie dziwne uczucie grać przeciwko Włochom. Wszystko mi tutaj wydawało się jakoś tak dziwnie znane - stadion, szatnie, zawodnicy, nawet dziennikarze. Nagle dla moich kolegów z drużyny stałem się źródłem informacji o włoskiej piłce, o tutejszej tradycji, a nawet o rzymskich restauracjach. Było zabawnie.















Reklama