Pisa Barczewo, Tęcza Biskupiec, OKS Olsztyn, Dyskobolia, Górnik, a teraz reprezentacja Polski. Złapał pan Pana Boga za nogi?
Skądże. Wszystko, co osiągnąłem nie jest kwestią szczęścia, czy jakiegoś niesamowitego zbiegu okoliczności. Ja po prostu dużo trenowałem, nieźle grałem, więc dostałem powołanie. Mam nadzieję, że zagram z Węgrami. I strzelę gola.

Już jeden taki był, co zdobył bramkę w debiucie. Wyjechał potem do Moskwy, a teraz szuka formy w Widzewie. Chodzi oczywiście o Piechnę.
Sugeruje pan, że będę takim meteorytem? Proszę się nie martwić. Wierzę w swoje umiejętności.

Kiedy przyjechał pan na zgrupowanie reprezentacji, bardziej doświadczeni kadrowicze wskazywali na pana palcem i pytali: "kim on u licha jest?"
Nie było takich pytań. Tutaj każdy się szanuje. Skoro trafiłeś do kadry, to musisz coś sobą reprezentować. Znamy się coraz lepiej. Codziennie witamy się na śniadaniach. Ciężko mówić o przyjaźniach, ale próbuję nawiązać bliższy kontakt z kolegami. Trzymam się Konrada Gołosia, sporo czasu poświęcał mi też Michał Żewłakow. Z Ebim Smolarkiem siedziałem nawet przy stole.

Jak pana przywitał Beenhakker?
Miło. Zaprosił mnie, Konrada i Kamila Kosowskiego, czyli nowych w tej kadrze, na spotkanie. Trener powiedział nam jakie zasady tutaj obowiązują, o której jemy i o której gasimy światła. Nie było żadnych gróźb, czy ostrzeżeń. W końcu wszyscy jesteśmy profesjonalistami.

Bał się pan spotkania z Beenhakkerem?
Lekka trema była, ale bez przesady. Wiedziałem jak wygląda i jak mówi. Widziałem go w telewizji.

A teraz pana powołał i podał panu rękę. Woda sodowa do głowy panu nie uderzy?
Nie ma obawy. Wielu wywiadów ostatnio udzieliłem, ale twardo stąpam po ziemi. Sodówka mi nie uderzyła, jak przechodziłem z trzeciej ligi do pierwszej, to i teraz nie uderzy.

Nawet jak Beenhakker dalej tak będzie pana chwalił na treningach?
Nawet. Zwłaszcza, że trener, jak tylko zrobisz coś poprawnie, od razu cię chwali. To dobry sposób. Ale też Leo nie traktuje nas jak dzieci na boisku szkolnym, na które nie można krzyknąć, bo się zestresują. Jak podasz źle piłkę, jak nie będziesz skoncentrowany, to Beenhakker się zdenerwuje.

Zagra pan z Węgrami jako wysunięty napastnik?
Jeśli zagram, to na pewno nie na tej pozycji. Oczywiście będę walczył o górne piłki, choć nie jestem Grześkiem Rasiakiem i powiem szczerze, że denerwuję się, gdy się mnie do niego porównuje. Ja nie jestem Rasiak. Każdy ma w sobie coś wyjątkowego.

A gdy ktoś się pyta dlaczego Zahorski, a nie Jarka, to też pan się denerwuje?
Nie, to już mnie śmieszy. Ile można? Trener Beenhakker potrzebował napastnika o takich warunkach fizycznych, jakie mam ja, a nie Dawid. Jarka pewnie też doczeka się powołania. Do wszystkiego trzeba dojść krok po kroku. Na razie gra w młodzieżówce i jestem pewien, że nie zawiedzie. Życzę mu powodzenia.

A czego życzyłby pan działaczom Dyskobolii, którzy z pana zrezygnowali?
Nie wiem. Z niektórymi działaczami z Grodziska nadal mam dobry kontakt, z piłkarzami też. Do Górnika odszedłem, bo chciałem grać. To był świetny ruch. Atmosfera w Zabrzu jest taka, jak w reprezentacji - doskonała, bo są wyniki. Przed meczem z Kazachami trener Beenhakker powiedział, że do awansu brakuje trzech kroków. Po spotkaniu uśmiechnął się i przyznał, że został jeszcze tylko jeden krok.



























Reklama