"Smakiem piłki jest niespodzianka, zasadą - sens. Tym razem sensacji nie będzie. Wygramy wysoko. Leo Beenhakker wie, co zrobić, żeby na ostatniej prostej nie wypuścić awansu z rąk" - mówi "Faktowi" pisarz Jerzy Pilch, wielki kibic reprezentacji Polski.

Reklama

Wszyscy wierzą w biało-czerwonych. "Dlaczego? Boisko jest długie, ale zagram krótką piłkę: bo jesteśmy Polakami, musimy wierzyć" - mówi Włodzimierz Smolarek, który ma powód do dumy. Jego syn jest gwiazdą drużyny. "Leo zwykł mawiać: <krok po kroku>. Ja powiem inaczej: jedną nogą jesteśmy w finałach, teraz postawmy drugą... Jeden gol. Strzelony plecami, kolanem, z metra, jakkolwiek" - wylicza Marcin Wasilewski, obrońca reprezentacji, która w Chorzowie zagra o miejsce w historii.

Jeden gol. Tak niewiele, a jednocześnie tak daleko od upragnionego awansu. Na Stadionie Śląskim sześć lat temu wywalczyliśmy miejsce w finałach mistrzostw świata. Eksplozja radości była wtedy niesamowita. "Wiem, że dzisiaj niektórzy piłkarze narzekają na atmosferę Śląskiego. Mówią coś o trybunach oddalonych od murawy. Ich prawo? Grają tam, gdzie lubią. Czy jednak w tamtym meczu z Norwegią fani zawiedli? Czy nie zostali po końcowym gwizdku, by śpiewać i cieszyć się z tańczącymi na murawie piłkarzami?" - pyta Włodzimierz Lubański, który w Chorzowie tworzył historię swoimi golami.

Wszyscy są przekonani o końcowym sukcesie drużyny narodowej. Kibice, piłkarze - także ci, którzy w reprezentacji nie zrobili kariery, ale zawsze jej kibicowali. "Wierzę w Polskę, bo mamy dobry zespół. Bo wygraliśmy z Portugalią, więc czemu nie mielibyśmy ograć Belgii. Został ostatni krok do awansu i zrobimy go" - powiedział "Faktowi" Piotr Reiss z poznańskiego Lecha.

Reklama

W końcowy sukces wierzy także Tomasz Frankowski. Były reprezentant Polski, który z tą reprezentacją zaczynał eliminacje. "Dotychczasowymi meczami udowodniliśmy, że stać nas na zrealizowanie celu. Poza wpadkami z Finlandią i Armenią zagraliśmy 10 dobrych spotkań. Dlatego w tę drużynę trzeba wierzyć" -twierdzi Frankowski.

Zdobyliśmy punkty, nawet grając z Portugalią na wyjeździe, tym bardziej stać nas na zwycięstwo z Belgią. Pamiętajmy jednak - to nie jest Azerbejdżan, czy Armenia. "Jestem spokojny o wynik. Leo trzyma w tej drużynie spokój, a emocje puszczą w tym odpowiednim momencie. Eksplodują na boisku" - kończy Włodzimierz Smolarek.

Siedem powodów, dla których po raz siódmy wygramy z Belgią:
1. Leo Beenhakker ma z Belgami rachunki do wyrównania. 22 lata temu przegrał jako selekcjoner reprezentacji Holandii z ich drużyną walkę o finały mundialu.
2. Nie możemy po raz kolejny zawalić walki o finały Euro na ostatniej prostej.
3. Stadion Śląski zazwyczaj był szczęśliwy. 22 lata temu wywalczyliśmy na tym obiekcie awans do mundialu, po remisie z... Belgią.
4. Nasi rywale mają kłopoty. Posada ich trenera wisi na włosku, budują nowy skład, a na domiar złego sześciu ważnych piłkarzy doznało ostatnio kontuzji.
5. Duński arbiter przynosi polskim drużynom szczęście. Gdy prowadził nasze mecze Wisła wygrywała w eliminacjach Ligi Mistrzów z Panathinaikosem, a biało-czerwoni wygrali w eliminacjach do Mistrzostw Świata z Walią. 6. Mamy najlepszy zespół w grupie. Pokonaliśmy Portugalię u siebie i Belgię na wyjeździe. Nie traciliśmy punktów ze słabeuszami tak często, jak nasi najsilniejsi przeciwnicy.
7. Bo naszym selekcjonerem jest człowiek z najlepszej holenderskiej szkoły trenerskiej.