Cieszył się pan po awansie tak, jak ci koledzy, którzy zagrali z Belgią?
Cieszyłem się jak każdy, kto miał jakiś wkład w sukces tej kadry. Mówi się, że ja nie za bardzo lubię się bawić, ale piłem szampana tak jak wszyscy, skakałem tak jak wszyscy. Pili wszyscy, którzy mieli jakiś wkład w ten awans.

A jaki wkład miał Garguła?

Dorzuciłem może jedną cegiełkę. Jedną na kilkadziesiąt możliwych (śmiech).

Patrząc z perspektywy czasu, to chyba mógł pan jednak wnieść więcej do tej kadry.
Gdyby nie ta nieszczęsna kontuzja, być może teraz byłbym w innym miejscu - kilka kroków dalej. Rok temu wszystko szło w dobrym kierunku, mogłem umocnić się na pozycji pierwszego rozgrywającego w kadrze. Ale los płata figle. Zaciskam zęby, nie poddaję się. Patrzę do przodu. Sądzę, że moja przyszłość jest obiecująca.

Da się porównać tego dzisiejszego piłkarza Gargułę z tym sprzed roku?

Oj ciężko. Przecież ja przez trzy miesiące nie grałem w piłkę. Zamiast z zespołem, trenowałem indywidualnie. Ale tuż po kontuzji zagrałem dwa mecze ligowe i nagle dostałem powołanie do kadry. Być może trener Beenhakker ma do mnie jakąś słabość.

Bo nie sprawia pan problemów wychowawczych?
Tutaj nikt nie sprawia takich problemów. Nie mam natury wesołka, ale milczkiem też nie jestem. Jak na początku przyjeżdżałem na kadrę, to byłem trochę zestresowany, bo dla mnie reprezentacja to było marzenie ściętej głowy, coś bardzo odległego. Ale ze zgrupowania na zgrupowanie było coraz lepiej. Nikt tu nie czuję się piłkarzem drugiej kategorii, nie ma „starszyzny”, ani podziału na grupki. Zintegrowałem się. Świetnie dogaduję się z Jackiem Krzynówkiem. On wyjechał z Polski gdy grał w GKS Bełchatów - tam gdzie ja teraz…

Wystarczy panu to, co osiągnął Krzynówek, czy mierzy pan wyżej?
Szczerze? Nie miałbym nic przeciwko, aby skończyć tak jak Jacek. Jako reprezentant Polski zwiedzam najlepsze hotele na świecie. A mówiąc poważnie, to czasami człowiek marzy o czymś lepszym, niż Bayer, czy Wolfsburg, ale mnie wystarczy, gdy zostanę cenionym piłkarzem Bundesligi.

To już nie Serie A?

Temat Palermo jest już nieaktualny. Teraz nie myślę o wyjeździe, tylko o kadrze. Kadra to najlepsza promocja. Kiedyś marzyłem, aby grać z Radkiem Matusiakiem w Palermo, ale na marzeniach się skończyło. Może będziemy razem w innym zagranicznym klubie, kto wie? Rozmawiałem z Radkiem. Trener Heerenveen pokłada w nim wielkie nadzieje. Jak zacznie grać, to nabierze pewności siebie. Ja też jak zagram teraz z Serbią, będę miał świadomość, że jest ze mną coraz lepiej. To bardzo ważne.

Dzisiaj ma pan wystąpić od pierwszej minuty. Nie boi się pan meczu na bajorze?
A dlaczego miałbym się bać? Nie zawsze świeci słońce. Trzeba wyjść na boisko i cieszyć się, że człowiek może wykonywać swój zawód. Radość tym większa, że wykonuje swój zawód jako reprezentant kraju. Jak się jest profesjonalistą, to nie można bać się złej pogody. Wiem, że łatwiej w takich warunkach o kontuzję, ale proszę mi wierzyć - na treningach też łatwo o kontuzję. Nie odpuszczamy.

Nie przemęczacie się za bardzo. Raptem dwa treningi przed meczem...

Ale za to jakie intensywne! Każdy ostro walczy. Każda gierka jest jak mecz eliminacyjny. Naprawdę kości trzeszczą. Czasem trener musi przerwać zajęcia, uspokoić zawodników, bo niekiedy nasze spięcia wyglądają bardzo groźnie. Każdy chce dziś zagrać, stąd takie zachowanie. Ja przez cały czas muszę być przygotowany, że zaraz oberwę w nogę. Najostrzej gra Marcin Wasilewski. Cieszę się, że występuje z nim w jednej drużynie (śmiech). W meczu z Serbią też będziemy tak waleczni. Wzięliśmy sobie do serca słowa Beenhakkera - „jeśli chcecie być mistrzami, musicie zachowywać się jak mistrzowie”.

Którego trenera bardziej się pan słucha - Lenczyka, czy Beenhakkera?

Pozwoli pan, że nie odpowiem na to pytanie (śmiech). Obaj mają wielką charyzmę. Dzięki temu nie muszą nic dwa razy powtarzać. Różnica jest tylko taka, że Holender ma wielkie doświadczenie na arenie europejskiej. Poza tym sporo ich łączy. Obaj nie podejmują pochopnych decyzji, gdy źle się dzieje na boisku. Bez nerwów, spokojnie, wszystko będzie ok - oto ich dewiza. Ale gdy trzeba, to i Lenczyk, i Beenhakker wyleje na ciebie kubeł zimnej wody.

Po meczu z Serbią też na was wyleje?
Mam nadzieję, że wyleje, ale szampana. A poważnie, to nie wiem jak to wszystko się skończy. Nie znam żadnego serbskiego piłkarza, nie wiem na co ich stać. Wiem za to, na co stać nas. Wychodzimy na boisko, aby zwyciężyć i najczęściej jest tak, że zwyciężamy. Jesteśmy liderem i pozostaniemy nim.

























Reklama